czwartek, 26 września 2013

Twelve.~

PRZYGOTUJCIE PACZKĘ CHUSTECZEK. ROZDZIAŁ ZAWIERA  PODTEKST EROTYCZNY
_________________________________________________________________________________

Justin's POV


Trzymałem zimne, metalowe urządzenie na wysokość oczu, moje dłonie chwyciły go jakbym miał kogoś udusić. Nie oddychałem, nie myślałem. Moje oczy nie wirowały. Moje uszy, jakby były dostosowane do otoczenia w którym się znajdowałem, mogłem dosłyszeć najmniejszy i cichy szmer ze światła lamp.
Jakiś hałas przykuł moją uwagę. W ciągu sekundy obróciłem się na pięcie, a mój palec zacisnął spust, strzelając w rysunek, który wydał z siebie dźwięk. Moje serce waliło w mojej piersi, kiedy widziałem jak uderza o ziemie z łoskotem. Bez życia. Inna rzecz zakłócała spokój tego miejsca, ponownie obróciłem się na pięcie, aby strzelać, tym razem za mną stała mroczna postać.
Powoli i ostrożnie obróciłem się we wszystkich kierunkach, zapewniając sobie, że "mojego zamachowcy" tutaj nie było.
- Doskonale, Bieber, doskonale.
Odwróciłem się i zobaczyłem Allen'a Mclntosh'a, wujka Setha. Był ubrany w jego kombinezon Rathful Revenge Ravishers lub RRR, jak on to nazywał. Opuściłem mój pistolet.
Mój oddech był jeszcze nie równy, kiedy Allen podchodził do mnie. Wyciągnął rękę i potrzasnął nią.
- Jesteś gotowy - mówił, klepiąc mnie po plecach - Jesteś gotowy, aby pomóc i poprowadzić nas do walki w niedzielę.
Skinąłem głową z wdzięcznością, kiedy oblizywałem moje suche usta. Wszystko zostało zaplanowane. Mieliśmy spotkać się z Rathful Revenge na jakimś odludziu w ciągu zaledwie dwóch dni. To było szalone, aby myśleć, że po pięciu latach, wszystko ma się zakończyć w ciągu sześciu dni. Albo Rathful Revenge zwycięży, a Seth wygra, z czego będzie miał absolutną przyjemność. Byłem dokładnie pewien, że "nadzieja umiera ostatnia" to było jak najbardziej prawdziwe.
- Możesz iść - powiedział do mnie, a ja znowu pokiwałem głową, kiedy oddawałem mu swój pistolet.
- Dzięki - przegryzłem wargę, idąc w stronę drzwi do sali szkoleniowej, która kiedyś była po prostu pustą fabryką. Otworzyłem drzwi piwnicy, które prowadziły do jeszcze innej piwny, zacząłem ostrożnie schodzić po stromych schodach prowadzących do białego podziemnego światła.
Zasalutowałem do kolegów z żołnierstwa, od których brzęczało miejscem pracy przed ostatnim dzwonkiem w niedziele.
Zatrzymałem się przy biurku doktora Wang'a. Był lekarzem, pod którego opieką była Caitlin. Uśmiechnął się po raz pierwszy. Przynajmniej pierwszy, który ja kiedykolwiek widziałem, zawsze wyglądał smętnie i żałośnie, zwłaszcza wtedy kiedy powiedział mi, że nie mogę zobaczyć Caitlin. - Drzwi są otwarte. - rzucił po prostu.
Moje tętno przyśpieszyło, a ja poczłapałem do drzwi Caitlin. Stanąłem niepewnie w miejscu, starałem się zdecydować co chciałem jej powiedzieć, ale zanim zdążyłem cokolwiek przemyśleć, otworzyłem drzwi od jej pokoju. Odsłaniając Caity. Miała zieloną, wojskową sukienkę, która doskonale pasowałaby na mundur żołnierski. Była zupełną przeciwnością kobiet, które były ubrane tak samo jak mężczyźni. Caitlin miała na sobie letnią sukienkę, a jej brązowe włosy były upięte. Spojrzała na mnie prawie z niedowierzeniem, kiedy wchodziłem do pokoju za jej "pozwoleniem", zamknąłem za sobą drzwi.
- Justin. - jej oczy rozszerzyły się.
- Caity. - tchnąłem i pogładziłem jej lśniące włosy z drugiej strony, ująłem jej twarz w drugą rękę. Zamknęła oczy, jakby rozkoszowała się moim dotykiem.
Odnalazłem jej usta pochylając się nad nią. Złożyłem delikatny pocałunek na jej idealnych wargach. Poczułem przepływ elektryczności w moich żyłach. Powoli odsunąłem się przerywając pocałunek, a Caitlin pochyliła się wtulając w moją pierś. Mocno mnie trzymała.
- Jestem przerażona, Justin- wyszeptałam. - Myślałam, że już nigdy się nie zobaczymy. - złamała ostatnie słowo płaczem.
- Cii,- poklepałem ją, nadal trzymając przy sobie, pocałowałem ją w czubek głowy- Będzie w porządku.
- Dlaczego wszyscy mówią o czymś co nazywa się RR i są ubrani w wojskowe stroje? Co się dzieję? - spojrzała na mnie, prowadząc nas do jej łóżka.
Westchnąłem, decydując na koniec i wyjaśniłem jej wszystko. Że jest sobowtórem Agnes i częścią naszego planu, aż do samego końca, zniszczenia planu ojca Setha aka RR.
Caitlin przegryzła nerwowo wargę, wszystko wydawało się takie inne "walczysz w tej wojnie, o miłość".
- Tak, jestem prowadzącym niektórych żołnierzy.
- Możesz umrzeć. - przemówiła w końcu.
Niechętnie skinąłem głową. - Tak, kochanie. Mogę, ale jeśli nie pójdę na tę wojnę, to na pewno wszyscy umrzemy.
Jej oczy wypełniły się łzami, kiedy ona sama odsunęła się trochę ode mnie - A co z nami? - wyszeptała. - Kiedy tym razem byłam z Sethem, zdałam sobie sprawę, jak głupią rzeczą było pchnięcie cię przez te ostatnie pięć lat. Moglibyśmy już mieć lepsze życie.
- Nie byliśmy gotowi, Caity, nie było potrzeby, aby się za to karać.
- A śmierć to nie kara? - gapiła się we mnie.
- Kto powiedział, że umrę? - zapytałem.
- Po prostu powiedziałeś mi, że walczysz z tym gangiem, Justin. Zawsze możesz iść na wojny gangów z takim stylem, nie masz tych pięćdziesięciu procent, że wygrasz czy umrzesz. Może być jeszcze gorzej, możesz zostać mocno zraniony, lub cierpieć z powodów problemów psychicznych. Ale, co z tego?
- Mam zamiar wrócić całkowicie zdrów, kochanie.
- Nie wiesz, że - starała się utrzymać przy swoim, skrzyżowała ramiona, niechcąc na mnie spojrzeć - Chciałam się z tobą ożenić, Justin. Naprawdę chciałam. -  znowu urwała. - Nigdy nie miałam okazji, aby dać komuś szansę i naprawdę go pokochać. Chciałam się dowiedzieć, co to jest prawdziwa, nie wyimaginowana miłość, chciałam się tego dowiedzieć z tobą.
 Łzy które wezbrały się w jej oczach, w końcu uwolniły się i skapywały po jej policzkach. Pociągnęła nosem, a moje oczy stały się wilgotne, jedna łza z nim uciekła.
- Tutaj jest otwarta mała kaplica, wiesz? - mój głos był prawie szeptem. Choć mój mózg racjionalizował ten szalony pomysł, kiedy go sugerowałem, moje serce było przejętę podejmowaniem tej decyzji.
Jej łzy niemal się zatrzymały, kiedy spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Jeśli chcesz zrobić mi ten zaszczyt, chciałbym cię pojąć za żonę. - nadal szeptałem, skinając na jedno kolano- To znaczy, jeżeli Drew również się zgodzi, oczywiście. - zaśmiałem się lekko.
Caitlin przytaknęła szybko, a jej drżące usta utworzyły uśmiech, a świeży zestaw łez skapywał po jej policzkach - Tak, tak, tak - skinęła głową, kiedy i ona uklękła na kolanach. - Chciałabym być twoją żoną. - pocałowała mnie, nie mogłem nic na to poradzić, ale całowaliśmy się.

Caitlin's POV


(jeden dzień później)
Moje serce biło niemiłosiernie w mojej piersi, kiedy poprawiałam krawat Drew. To było bardzo proste, miał na sobie czarny krawat, biały t-shirt, spodnie i ogromny uśmiech rozpromieniał jego twarz. Było mu lepiej niż w smokingu.
- Mamo? - Drew spojrzał na mnie skinając głową.
- Tak?
- Cieszę się, że bierzesz ślub z Justinem, czyniąc go moim prawdziwym tatą.
- Ja też, kochanie. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. - Ja też
Rozległo się pukanie do drzwi, zanim powoli podeszłam otwierając je w drzwiach ukazał się Justin.
- Wow, - wyszeptał, spoglądając to na mnie to na Drew. Był ubrany w elegancki garnitur, a ja wciąż miałam na sobie letnią zieloną sukienkę wojskową. - Oboje wyglądacie niesamowicie - dodał.
Patrzyłam na niego z miłością. Słowa nie mogły opisać tego co czuję. Justin spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - Kiedy wrócę, dam Ci idealny bajkowy ślub twoich marzeń i wspaniały pierścionek z brylantem. - obiecał, muskając kciukiem mój pusty palec.
- Nigdy nie czułam się tak cudownie, słowa nie są w stanie opisać co czuję - szeptałam z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Nie było nic specjalnego w naszych ubraniach, ale miłość, która ukazywała największe ciepło wypełniała całą uroczystość. Wszyscy byliśmy szczęśliwsi niż kiedykolwiek wcześniej.
- Ludzie czekają - przerwał Drew, ciągnąc Justina za nogawkę.
- Masz rację, dzieciaku - Justin uśmiechnął się do niego, pochylając się i biorąc go w ramiona.
- Ostrożnie - ostrzegłam z uśmiechem, kiedy Justin pochylał się, nie chciałam, aby Drew uderzył głową w drzwi.
Śledziłam ich idących korytarzem. Uśmiechnęłam się, zauważając, że płatki róż zostały rozrzucone na drogę do kaplicy. Kiedy dotarliśmy do drzwi, Justin posadził Drew na dole i otworzył drzwi. Okazało się, że było kilku członków naszej rodziny i RRR HQ również. Byli Chaz, Ryan, Kayla, Adam, rodzice Adama - Allen i Marjorie i Christian wraz z kilkoma innymi członkami RRR. Wszyscy zajęli miejsce na ławkach, które były przewidziane do siedzenia.
Otoczenie było tradycyjne, ale przytulne.
Pastor Crane, który był kapłanem RRR, uśmiechnął się, kiedy stałam z przodu kościoła. Powoli w trójkę udaliśmy się w stronę ołtarza, aż stanęliśmy bezpośrednio przed nim.
- Umiłowani - zaczął. - Spotkaliśmy się dzisiaj, ponieważ Justin Bieber i Caitlin Beadles, postanowili  zobowiązać swoją miłość przed Bogiem i nami wszystkimi. Dołączcie do nas o modlitwę i błogosławieństwo przyznanemu jako uroczystość ich zaślubin.
- Błogosławiony Ojcze nasz, Ciebie prosimy o zjednoczenie miłościć Justin'a, daj im mądrość, wskazówki i potrzebną im ochronę, wybierz im jedną z życiowych podróży i to co najcenniejsze. Miłość jest silniejsza niż jakiekolwiek badania, które mogą stanąć w ich obliczu, i prosimy, abyś im pomógł, abyś pamiętał, że ich życie może zostać tknięte. W imie Jezusa, Pana Naszego. Amen.
- Amen - wszyscy odpowiedzili chórem.
- Justin'ie Drew Bieber, czy ty bierzesz sobie tą oto Caitlin Victorię Beadles, jako żonę?
- Biorę - uśmiechnął się, spoglądając mi głęboko w oczy. Moje serce waliło jak młotem, kiedy czułam jak moje policzki się czerwienia.
- A czy ty, Caitlin Victorio Beadles chcesz pojąć tego oto Justin'a Drew Bieber'a za męża?
- Tak, chcę. - skinęłam głową, kiedy moje oczy spoczęły na Justinie. Uśmiechnęłam się do niego radośnie, kładąc dłoń.
- Justinie, przysięgłeś swoją miłość do Caitlin, ale również do Drew, co również zobowiązuję Cię do niego, czy obiecujesz, że stworzysz mu prawdziwą rodzinę? - pastor Crane mówił, a Drew ukrył swoją twarzyczkę w nogawkach Justina na wspomnienie jego imienia. Pastor zachichotał i lekko się uśmiechnął.
- Justin, czy zobowiązujesz się do bycia kochającym ojcem Drew i zaakceptujesz go jako swojego własnego?
- Obiecuję - zgodził się i owinął drugie ramię, wokół malutkich ramion Drew.
- Mam zaszczyt ogłosić, wymawiając was jako Pan i Pani Bieber. - pastor uśmiechnął się. - Oraz Drew Christopher Bieber, możesz masz coś do powiedzenia?
Drew nieśmiało skinął głową, spoglądając na Justina - Możesz pocałować pannę młodą.
Każdy się zaśmiał, a Justin pochylił się nade mną i złożył delikatny i słodki pocałunek na moich wargach.

_________________________________________________________________
Westchnęłam radośnie kładąc się na łóżku obok Justina.
- Jeśli ja śpię, nie budź mnie - wyszeptałam cicho, położyłam się na poduszce, tak, że leżeliśmy naprzeciwko siebie.
Drew został na noc z Christianem, pozostawiając mnie i Justina samych w pokoju, po raz pierwszy.
- Jeśli śnisz, to musimy mieć dokładnie taki sam sen - uśmiechnął się - Uroczystość była doskonała. Nigdy nie widziałem czegoś, tak proste, a jednocześnie pięknego.
- Tak - powiedziałam, wplatając swoje palce z jego. - To zawsze będzie najlepsza mała rzecz, jaką zrobiłeś. Dla mnie. Sposób, na odejście z tej katastrofy, a ja wciąż czuję się wyróżniona twoją miłością.
Justin delikatnie pogładził mnie po policzku, przysuwając się do mnie. - Kocham cię- wyszeptał, przed złożeniem lekkiego, ciepłego pocałunku na moich ustach.
- Ja też cię kocham - mruknęłam, odwzajemniając pocałunki.
Stopniowo Justin wplatał swoje palce w moje włosy, zaczął robić to bardziej łapczy. Justin przerwał pocałunek i przeniósł go z moich usta na długość mojej szczęki, zaczął szeptać czułe słówka do mojego ucha. Przenosiliśmy się w tempie powolnym, ale romantycznym.
Czułam się kochana i swobodna. Justin ostrożnie rozpiął mój biustonosz i zdjął moje ciuchy. Poprawił mnie tak, że baldachim był teraz wokół nas. Teraz na prawdę czułam, że robiłam to po raz pierwszy z człowiekiem, którego kochałam.

Justin's POV

Starałem się poruszać w niej delikatnie, chciałem, aby poczuła się kochana, a nie wykorzystywana przez tego drania. Caity cicho pojękiwała moje imię. Odrobinę przyśpieszając zacząłem składać mokre pocałunki na jej szyi. Dziewczyna spojrzała w moje oczy, jej oczy przepełniała miłość. Uśmiechnąłem się i złożyłem pocałunek na jej na ustach, a ona go odwzajemniła. Jednocześnie poruszając biodrami razem ze mną
- Kocham cię - wyszeptałem, namiętnie jak to tylko możliwe. Cały czas się w niej poruszałem.
- Ja ciebie też, Justin. - uśmiechnęła się lekko.
***
Nie mogłem pomóc, ale uśmiechy na naszym zdjęciu portfelowym stojących przy ołtarzu Pastora Crane'a były widoczne. Miłość która nas otaczała, biła od nas na na kilometr, nawet na fotografii.
W ostatnich dwóch dniach przed walką, moja przyrodnia siostra Kayla szeptała mi to SŁOWKO, to chyba było jedyne co trzymało mnie przy nadziei.
Zanim wszedłem do helikoptera, który wskazywał dalszy lot dla mnie i moich żołnierzy, Kayla wciągnęła mnie do środka.
- Justin, wiem, wiem, powiedziałeś mi, abym nie wciskała ci Boga, więc tego nie zrobię, ale wystarczy, że spojrzysz wokoło siebie. Mimo wszystko jednak, on zwrócił ci Caitlin i cofnął to wszystko do ciebie, abyś był cały i zdrowy i wierzę, że poprowadzisz tę bitwę. Pamiętaj, że wszystko co się dzieję, działa na korzyść dobra, tego których pan miłuję - mówiła jakiś sparafrazowany werset Rzymian.
Mimo, że nie odezwałem się w tym czasie, jej słowa  rozbrzmiewały głęboko we mnie, upadłem na kolana i zacząłem się modlić. Kayla miała rację, nie było mowy, że może będę zdrowy, a zakończyłem z piękną żoną i synem. Oczywiście, nie wszystko poszło jak planowałem, ale Seth już rzucił rozkaz na moje życie, ale pokonam to wszystko. Ja to przeżyję.
Zsunąłem obraz z powrotem do zewnętrznej kieszeni.
Pomimo zatyczek do uszu, głośne wycie śrub śmigłowca brzęczały mi w uszach, a pył z piaszczystej ziemi obracał się w każdej  szparze śmigłowca, zakaszlałem.
Moje oczy rzuciły się na czerwony, napowietrzony znak, a serce waliło kiedy czytałem słowa " nie autopilot". Spojrzałem w dół, aby zobaczyć, że pilot leżał.
- Co jest? - nie mal jak pijak wyskoczyłem z siedziby i chodziłem do różnych kabin z mężczyznami, którzy byli za mną.
Nawet nie musialem sprawdzać, czy pilot był wciąż żywy, czerwony znak na jego skroni, wskazywał postrzał pistoletem. Jego "zamrożony" wzrok powiedział mi co się wydarzyło. Odmówiłem modlitwę "Dobry Boże, zmiłuj się nad jego duszą", pochyliłem się nad jego ciałem wciskając przycisk ratunkowy.
To było smutne, aby zobaczyć człowieka, który dołączył do RRR w walce z Rathful Revengem chociaż w ciągu tych dni mieliśmy dwa samobójstwa, to było przerażające. Zostałem błogosławiony, że zatrzymałem się w bezpiecznym miejscu, ale wielu ludzi wychodziło na ulicę i widniało w nich to, że są z gangu Setha. Nie mieli serca. Mordowali ludzi z przeciwnego gangu, a nawet ludzi z własnego gangu.
Oni strzelali w głowy ludzi bez żadnego powodu.
W RRR wysłano nawet drużynę na zwiadówkę do obozu RR, żądaliśmy traktatu pokojowego, ale dziesięciu mężczyzn którzy poszli, zostali brutalnie pchnięci nożem, a następnie zostali wrzucani do rzeki, tak zanieczyszczając naturalnie źródlaną wodę, płynącą do naszej bazy.
Byli bandą niewiernych skurwysynów.
Na szczęście, przycisk ratunkowy był taki, że miał wmontowane rączki i kierował kierownicą samolotu, na wystarczająco długo. Moje serce waliło kiedy helikopter zbliżał się do budynku.
Szarpnąłem kierownicę w dół, nawet, jeżeli helikopter miałby uderzyć w budynek, to jakoś bym się pozbierał.
- Cholera, turbulencję - mruknąłem, na czas reakcji helikopter wydawał opóźnienie. Walczyłem z ochotą zamknięcia oczu, kiedy zaczęliśmy unosić się w dół.
Trafiliśmy na ziemię z twardym poślizgiem, wzniecając wszędzie kurz.
- Ewakuacja samolotu, powtarzam, ewakuacja samolotu - krzyknąłem przez interkom, dostrzegając iskrę ognia przed nami. Wydawało się, że to się stało kilka sekund temu.
Mężczyźni leżący w samolocie szybko go opuścili. Ujrzałem ogień, który był co raz bardziej śmiertelny, kiedy oni debatowali. Zostawić ciało pilota? Postanowiłem, że muszę go zostawić i odwróciłem się do wyjścia z samolotu.
Dwie niebieskie pary oczu, przebijały się przeze mnie.
- Wiesz co zawsze mówił - odezwał się jego chrapliwy głos ze smug dumu - Jeśli ja jej nie mogę mieć, to nikt nie może.
Wcisnął się w drzwiach, tak, że niezależnie od tego co robiłem nie mogłem wyjść.
Odwróciłem się i zobaczyłem ogień się zbliżał, ale wciąż nie ruszył.
Oboje byliśmy w linii ognia, bez wątpienia używając na nas obu, ale nie chciał ruszyć, kiedy uderzył całym sobą w jego masę ciała.
Seth zablokował mi wejście.

_________________________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podoba. :> Wgl. rozdział jest taki wjdjdekedjedkfjke, że możecie się zapytać każdego kto ze mną pisał, że zachowywałam się jak kobieta w ciąży, albo byłam zła, albo podjarana, albo ryczałam, albo inne. #bipolarna #ja
ask.fm: ask.fm/ahaselly
twitter: @luuuvmyy1d

2 komentarze: