piątek, 18 października 2013

Fourteen. ~

Przeczytajcie to co znajdzie się w notce pod rozdziałem, zwłaszcza osoby informowane!!!

Caitlin's POV



(miesiąc później...)


Moja ręka wzdrygnęła się gwałtownie kiedy ja nakładałam pasek taśmy w ostatnim miejscu na pudełku. Rozejrzałam się po obecnie niemal pustej piwnicy z białymi ścianami, która służyła RRR. W ciągu ostatnich trzech i pół miesiącach nie byłam w domu, chociaż moje myśli wracały do tego miejsca, ale pierwotnie byłam temu obojętna. Teraz zdałam sobie sprawę, że nie było lekarstwa na wszystkie moje problemy. Myśl o utracie najważniejszej osobie w swoim życiu - Justinie. Byłam emocjonalnym wrakiem.
Poczułam rękę na moim ramieniu i gwałtownie podskoczyłam.
- Hej, w porządku? - odezwał się znajomy głos.
Odwróciłam się i ujrzałam mojego młodszego brata, ubranego w strój wojskowy. Łzy wypełniły moje oczy.
- Christian, to ty. - wyciągnęłam ramiona i owinęłam je wokół niego. - Naprawdę tu jesteś.
- Tak. - ukrył twarz w moich włosach. - To ja.
Wyciągnął mnie na długość ramion i spojrzał mi w oczy, mocno ściskając moje dłonie. Jego dłoń muskała mój pusty palec, na lewej dłoni, na której miał znaleźć się pierścionek zaręczynowy od Justina, który wyczekiwał jego powrotu. Która nigdy się nie zdarzy.
- On kochał cię do samego końca, wiesz o tym? Wpatrywał się w obraz Twój i Drew podczas ślubu. - mówił.
Moje gardło stanęło, a ja powoli skinęłam głową. - Tak bardzo mi go brakuję. - pociągnęłam nosem. - To jest po prostu zbyt ciężkie z czym mam teraz do czynienia.
- Wiem. - Christian  znowu mnie przytulił. - Żałuję, mnie tu nie było.
- Ja też. - wychrypiałam.
- Przynajmniej teraz, wracamy do domu nie musimy martwić się o odwet Rathful Revengers. Możemy wieść dość spokojne i bezpieczne życie.
- Do domu? - przegryzłam wargę. - Czy oni wiedzą? Czy nasza rodzina wie o wszystkim, co się stało? Czy Pattie wie, że Justin-
- Tak, - mój młodszy brat ponownie skinął głową. - Ojciec Adama, Allen, powiedział im.
Nowy potok łez wypełnił moje oczy. - Biedna Pattie.
- Ona jest wyraźnie zdenerwowana, ale jest dumna, że Justinowi udało się zniszczyć RR, raz na zawsze.
- On? - zapytałam, a Christian skinął głową.
- Kiedy zaczęliśmy dochodzenie eksplozji, byliśmy w stanie wyśledzić ogień, który rozpoczął się od obozu RR. Znaleźliśmy ich i zmieniliśmy naszą taktykę, więc reszta wojny była prostsza. - Christian uśmiechnął się lekko. - Choć to nie załagodzi bólu, warto, abyś wiedziała, że wyszło coś dobrego z wyjazdu Justina.
Moja dolna warga drżała. Powoli skinęłam głową. - Co z Sethem? Gdzie on jest? - poddałam.
Chris zatrzymał się na chwileczkę. - Nie wiem. Naprawdę, nie wiem.
Usłyszeliśmy odgłosy kroków i odwróciliśmy się, ujrzeliśmy Adama, Kaylę i Drew, którzy szli przez korytarz.
- Wujek Chris? - zawołał Drew i zabrał dłoń z uścisku Kayli, popędził w stronę Christiana.
- Drew. - Chris uśmiechnął się i podniósł mojego syna/
Drew owinął ciasno dłonie wokół jego szyi. - Bardzo za tobą tęskniłem!
- Ja za tobą też. - znowu się uśmiechnął i obrócił go dookoła.
Christian zdjął medalik i zawiesił go na szyi Drew.
- Chcesz pomóc mi dokończyć pakowanie? - zapytał, a Drew kiwnął głową.
- Chodźmy! - Drew uśmiechnął się. Christian trzymając go na rękach poszedł z nim.
Przegryzłam wargę, kiedy patrzyłam jak odchodzi. Moje relacje z Drew były nadal napięte. Adam mówił, abyśmy poszli na sesję terapii rodzinnych, aby to pomogło zrozumieć Drew, że śmierć Justina nie była moją winą, ani to wszystko, co wydarzyło się z Sethem, lub 'Mac'iem' jak nazywał do Drew. Niemniej jednak, nie wszystko jeszcze przepadło, szansa istnieję, choć nie mogłam powiedzieć, że go oskarżałam.
Drew nie miał nawet sześciu lat, ale był zmuszony, aby spróbować tych ogromnych problemów - dorosłych. Dorosłych problemów. Z którymi ja nie mogłam sama sobie poradzić. Nie rozumiałam, dlaczego Justin zmarł, ja nie rozumiem dlaczego wpadłam w te wszystkie bzdury Seth'a.
Nie obwiniałam Boga, zamiast tego próbowałam przełknąć wszystkie moje uczucia i spróbować udawać, że wszystko jest już w porządku, ale to nie działało. Czułam się pusta i bezradna. Ostatnią rzeczą, jaką byłam zdolna poczuć to rodzicielstwo, a przecież wkrótce miałam stać się matką dwójki dzieci. Sama musiałam podnieść się z tego wszystkiego.  Jeżeli mam być szczera, zdystansowałabym się do Drew, aby nie ranić go. Nie chcę mieć do czynienia z trudnymi zagadnieniami, więc starałam się zaplanować harmonogram Drew, aby był zajęty większość dnia i nie spędzał ze mną czasu. Wiedziałam, że to było złe, ale to był jakiś sposób, aby nie myślał o całkowitej przepaści.
Schowałam kosmyk włosów za uszami, kiedy Adam i Kayla weszli do pomieszczenia.
- Wszystko spakowane? - spytał Adam.
Wzruszyłam ramionami. - Chyba. Wiem, że powinnam być szczęśliwa na myśl o powrocie do domu, ale świat  bez niego wydaję się teraz taki daleki.
- Nie będziesz się tak czuć, kiedy tam dotrzesz. Twoi rodzice umierają z tęsknoty, aby zobaczyć ciebie i Drew. - uśmiechnął się.
- Tak, jestem pewna, że nie mogą się doczekać, aby zobaczyć Drew. - skinęłam głową. - To będzie dobre dla niego, aby być z dala ode mnie.
- Nie ma takiej miłości, jak miłość do matki, Caitlin. - powiedział Adam.
- Nie ma miłości bez ojca, albo. - odpowiedziałam.
Nie odezwał się, patrzył na mnie po prostu bez kompletnego wyrazu. Wreszcie jego usta utworzyły się w lekkim uśmiechu. - Mam zamiar iść zobaczyć, czy nie potrzebują pomocy, aby przygotować to wszystko. - pocałował policzek Kayli i przytulił mnie, spacerkiem wychodząc. Zostawił mnie samą z Kaylą.
Złożyłam ramiona, rozglądając się. Chociaż przeprosiłam ją za wykopanie jej z mojego pokoju szpitalnego, nie miałam z nią takiej prawdziwej rozmowy od tego czasu.
Westchnęłam patrząc na nią. - Jak mamy zrobić to we dwoje? - wyszeptała.
- Co zrobić? - spytała cicho.
- No wiesz, dochować wierności, aby być idealnymi chrześcijanami i jakoś dostrzec dobro w tym wszystkim? Nie wiem, jak ty i Adam to dostrzegliście.
- Nie. - Kayla pokręciła głową. - Zaufaj mi, mam momenty, kiedy mam pytanie czy aby na pewno wierzę w to wszystko, ale potem ktoś przychodzi i przypomina mi, że jako ludzie jesteśmy ślepi w jedną stronę. Widzi tylko naszą siódemkę. Ten miliardowy kawałek świata, a Bóg widzi wszystko.
- Nigdy nie myślałam o tym w taki sposób. - powiedziałam w zamyśleniu.
- Nie mówię, że łatwiej zrozumieć ból, jeżeli jest się bardziej doświadczonym, ale to stawia wszystko w innej perspektywie. Nie wiem, czy kiedykolwiek Ci to powiedziałam, ale powodem dla którego skończyło się to, że mieszkam z wujkiem Kevinem, było to, że mój ojczym wykorzystywał moją matkę. Byłam bezradną dziewczynką, która nie mogła nic z tym zrobić, ale nadal obwiniała siebie, a ostatecznie Boga, aż po prostu upadłam na kolana i pomodliłam się. Nie zamierzałam kłamać i mówić, że w tej chwili był spokój i objawienie, ale stopniowo zdawałam sobie sprawę, że to z moich rąk. Miałam tylko nadzieję, że Bóg wiedział, co robi. Wszystko mogło się wydarzyć nie tak, jak chciałam, ale Bóg zamierzał zadbać o mnie.
- Szkoda, że nie wierzę, Kayla, na prawdę, ale nie wiem czy mogę. - powiedziałam. - Zbyt wiele złych rzeczy się wydarzyło.
- Tak, to nie było zbyt dobre, Caitlin. Wiem, że to boli, ale po prostu staram się myśleć pozytywnie. Pomyśl o tym, że Seth dał ci wspaniałego syna, a przez to porwanie Rathful Revenge zostało zdemaskowane i zniszczonego, tak aby już nikt inny nigdy nie cierpiał. Nawet jeśli ty i Justin nie byliście małżeństwem zbyt długo, ty wciąż masz kolejną szansę do życia.
Powoli skinęłam głową, pozwalając sobie zatopić się w słowach Kayli.
- To zajmie trochę czasu, Caitlin. Ale będzie dobrze. Kiedy wrócimy do domu, dostaniemy drugą szansę do życia, tylko będzie trzeba to zaakceptować.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powoli popijałam kubek mojej herbaty, spokojnie przerzucając kartki w moim starym notatniku, który Justin dał mi na szesnaste urodziny. Ta osobista rzecz dotknęła mojego serca, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Tak bardzo mi go brakowało. Tak bardzo bolało. Spokojnie wytarłam chusteczkę nosem, po czym wyrzuciłam ją do kosza.
Znalazłam Biblię mojej matki, leżała otwarta na biurku, zatrzymałam się, aby ją podnieść. Przed przeczytaniem jej, rozejrzałam się po moim otoczeniu. Słyszałam ciche szepty mojego ojca czytającego bajki na dobranoc dla Drew, choć z jego snem było już dobrze. Byliśmy po prostu szczęśliwi, że znowu jesteśmy razem. Drzwi od pokoju Christiana były zamknięte, ale słabe echo wydało jego ciche, nadal słyszalne chrapanie. Moja mama niewątpliwie była w pokoju i klęczała obok łóżka, modląc się za nas wszystkich.
Chociaż moi rodzice byli beztroscy, kiedy przeszło do umiejętności rodzicielskich ich wiara była niezachwiana. Mimo wszystko, miałam swoje miejsce, jak Kayla, aby przekonać ich, że to wszystko prawda, a ja bansowałam się chwiejnie. Oni naprawdę wierzyli, że bez względu na okoliczności, pomimo, że to może wydawać się dziwne, że Bóg jest naszym najlepszym przyjacielem i jego interes leży na sercu. Chciałam w to wierzyć, naprawdę, ale wciąż byłam stracona.
Pozwoliłam sobie schować się we własnych myślach i przywrócić się do siebie, kiedy zdałam sobie sprawę, że Biblia spadła. Zaskoczona, z powrotem wróciłam do świadomości i pochyliłam się, aby ją podnieść. Zatrzymałam się, ponieważ jeden fragment wpadł mi w oko.
- "Wiem, jaki plan mam dla ciebie" - mówił Pan. - "Są planem,  a katastrofy są dobre, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie."
Znalazłam się po środku drwiny, moje emocje wypłynęły na powierzchnię.
- Naprawdę, Boże? Naprawdę? - potrząsnęłam głową, patrząc na znaki. - Moje życie było niczym katastrofa. Jeśli naprawdę masz dobre plany, udowodnij to.
Z gniewnym łomotem zamknęłam książkę i usiadłam przy stole obok notatnika, który znajdował się obok dymiącej świecy. Zdmuchnęłam ją i zaczęłam chodzić po schodach, kiedy usłyszałam dzwonek. Niemal podskoczyłam.
Mama stanęłam w drzwiach w pokoju rodziców. - Kto to może być o tej porze? - zapytała.
Ojciec wyszedł z sypialni Drew. - Pójdę zobaczyć. - powiedział i uśmiechnął się do nas z miłością.
Pomimo mojej frustracji, że nie mogłam pomóc, ale uśmiechnęłam się.
Wszystko wydawało się dziwne, moi rodzice nie mieli jakiegoś sentymentalnego powietrza, ale zdałam sobie sprawę jaką katastrofę musieli przeżyć, bez możliwości dowiedzenia się czy jeszcze żyję.
Patrzyłam jak mój tata schodził po schodach, a po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- W czym mogę pomóc Generale? - odezwał się mój ojciec po kilku minutach.
Moja matka i ja wymieniałyśmy spojrzenia, owinęłam ramiona wokół siebie i poczłapałam na dół po schodach.
W drzwiach stał mężczyzna ubrany w amerykański mundur.
- Pani Bieber, jak sądzę? - spojrzał na mnie z nad okularów w drucianych oprawkach.
- Tak, sir. - powoli skinęłam głową.
- Generał Voss. - przedstawił się. - Jestem z zespołu który pracować z Rathful Revenge Ravishers, albo RRR, ponieważ uważam, że tak powinno się ich nazywać, uwierz, że wszystko jest teraz w rękach straży obywatelskiej.
- Myślałam, że sprawę umorzono. - przegryzłam wargę, wciąż patrząc na generała.
Choć RRR miało akty mordowania, rozwiązało sprawę z RR - bez zaangażowania rządu to wszystko było nielegalne i każdy kto był wspólnikiem organizacji zaryzykował poważnymi oskarżeniami, ale wszystkie odrzucona.
Ostatecznie postanowiono, że RRR walczyło dla dobra, a to był spór pomiędzy dwoma podziemnymi "mafiami", które zarówno były z rządowej ochrony. Jednak my wszystko ściśle strzegliśmy, jeżeli znowu wzięlibyśmy udział w takich działaniach, znaleźlibyśmy się w więzieniu na czas nieokreślony.
- No tak, pani Bieber. Wszystko zostało umorzone, ale wciąż jest badane dla naszej bazy i natknąłem się na kilka nieścisłości, zwłaszcza w odniesieniu do śmierci pani męża.
- Słucham? - spojrzałam na niego w nie do wierzeniu.
- Pani Bieber, nie jestem pewien, jak to wszystko przedstawiło RRR, ale gdy porównaliśmy męża do tych z wybuchu, żadna z ofiar się nie zgadzała. Zamiast tego zapisy zostały pasowały do innego człowieka, który został uznany jako MIA.
- Nie wiem, czy jestem w dobrym kierunku, aby cię zrozumieć. - powiedziałam, starając się przetworzyć co generał do mnie mówił.
- Pani Bieber, uważamy, że mężczyzną który zginął w eksplozji samoloty był Seth Mclntosh.
- Co? - nie mogłam oddychać. - Więc mówisz mi, że to Seth zginął w eksplozji samolotu, a nie Justin? Justin nie- nie nie żyję? - jąkałam.
- Jeśli chodzi o nasze badania, to wykazują, że nie. - pokręcił głową.
- Dobrze, więc gdzie on jest? - czułam się coraz bardziej rozhisteryzowana. 
- Nie wiemy, proszę pani, ale mamy dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że żyję.
- Więc, jest gdzieś na środku pustkowia?
- Tak, madame. Justin Drew Bieber został uznany za zaginionego podczas akcji.

_________________________________________________________________________________
Więc tak, to jest ostatni rozdział "2nd Chances", ale przed nami jeszcze ostatnia część kończącą trylogię "Always Here".
Więc teraz ważne informację: 
1. W tygodniu powinien pojawić się link do następnej części, oczywiście napiszę go tutaj. A osoby informowane dostaną wiadomość na twtterze.
2. Czy mam przepisać osoby informowane na listę osób trzeciej części? Jeżeli tak, to jakbyście mogli to w zakładce informowani napisali mi swój nick z twittera z dopiskiem "dalej informowany-/a" + czy czyjś nick uległ zmianie i nie napisał tg w liście, to wtedy pls napiszcie, że mieliście wcześniej taki nick, a teraz macie taki.
3. Rozdział na trzeciej części powinien pojawić się w tym samym tygodniu co blog, jednak nie wiem, z powodu szkoły.
4. Rozdziały prawdopodobnie będą dodawane co 2-3 tygodnie (sprawdziany itp), chyba, że wypadnie mi coś takiego jak szpital.
5. Chcecie, abym tłumaczyła trzecią część, czy nie? :) x 
TO TYLE.

wtorek, 8 października 2013

Thirteen. ~

Przygotujcie więcej niż paczkę chusteczek i starajcie się powstrzymać nerwy w tym rozdziale wiele się wydarzy. Wiele odmieni.



Justin's POV

Mężczyźni leżący w samolocie szybko go opuścili. Ujrzałem ogień, który był co raz bardziej śmiertelny, kiedy oni debatowali. Zostawić ciało pilota? Postanowiłem, że muszę go zostawić i odwróciłem się do wyjścia z samolotu.
Dwie niebieskie pary oczu, przebijały się przeze mnie.
- Wiesz co zawsze mówił - odezwał się jego chrapliwy głos ze smug dumu - Jeśli ja jej nie mogę mieć, to nikt nie może.
Wcisnął się w drzwiach, tak, że niezależnie od tego co robiłem nie mogłem wyjść.
Odwróciłem się i zobaczyłem ogień się zbliżał, ale wciąż nie ruszył.
Oboje byliśmy w linii ognia, bez wątpienia używając na nas obu, ale nie chciał ruszyć, kiedy uderzył całym sobą w jego masę ciała.
Seth zablokował mi wejście.
_________________________________________________________________________________

Caitlin's POV

(sześć tygodni później)

- Jest nam tak bardzo przykro Caitlin, ale on nie wróci, a my nie możemy zidentyfikować ciała Justina, tak nam przykro.
Te słowa ciągle rozbrzmiewały w mojej głowie w kółko iw kółko kiedy patrzyłam na mój pęknięty telefon komórkowy, który leżał na ziemi, przede mną. Nie myślałam, nie mogłam oddychać. Moje serce zatrzymało się w minutach. Pokręciłam głową. To nie mogło się dziać na prawdę, nie było mowy, aby to znowu się ze mną działo.
Sześć tygodni wcześniej otrzymałam wezwanie, alarmując, że nie było Justin. A ostatnie miejsce w którym go widziano był samolot, który eksplodował, ale to nie było zbyt pozytywne, on eksplodował. Musieliby zrobić pełną kontrolę i zacząć poszukiwania, ale potrzebny był czas, aby starannie to wszystko zaplanować, a to mogłoby być zbyt wielkim ryzykiem, zwłaszcza, jeżeli mamy pozwolić na takie informację RR. Zwłaszcza, że istniało zbyt wielkie prawdopodobieństwo, że Seth nadal tam był.
Zrobiłam wszystko, aby być silną, kiedy utrzymałam tą wiadomość, ale później przekonałam się, że mógł wyjechać na jakąś misję samozwańczą, ale to by oznaczało, że wróci z powrotem. Miał wrócić całkowicie bezpieczny. Więc nie było potrzeby zamartwiania się. Mimo to, czułam w żołądku, ten głęboki ocean niepewności - to tęsknota i ból.
Terapeuta uznał, że to uczucie próby odzyskania moich uczuć, kiedy byłam w toksycznym związku z Sethem. Powiedziała, że to tylko wytwór psychiczny "przywiązanie", aby Justin był całkowicie bezpieczny. Zmusiłam się, aby jej w to uwierzyć, bo to była jedyna rzecz, która utrzymywała mnie przy zdrowych zmysłach, ale nadal robiło mi się niedobrze.
Usłyszałam słaby pisk otwieranych drzwi i odwróciłam się, aby dostrzec Adama trzymającego Drew w ramionach i Kaylę, która szła tuż za nim. Wszyscy troje śmiali się wspominając czas spędzony na siłowni, ale wzrok Kayli i Adama natychmiastowo padł na mnie.
- Um, Drew, może pójdziesz do łazienki się umyć, okej? - Adam zmusił się do uśmiechu, kiedy jego wzrok pokierował się na Drew. Drew nie odwrócił się w moją stronę, skinął głową i w podskokach udał się do łazienki, mrucząc coś do siebie.
Patrzyłam kiedy był blisko drzwi, nie mogłam dłużej utrzymać swoich emocji wewnątrz siebie, rozsypywałam się na cząstki i zaczęłam niekontrolowanie płakać. Moje ciało trzęsło się, kiedy ja płakałam.
- Caitlin, co się stało? - zapytał Adam, podbiegają do mnie.
Dyszałam, próbując złapać powietrze, patrzyłam na ich dwójkę przez łzy. - To on. - wyszeptałam. - To jest Justin.
- Kochanie, jesteś pewna? - spytała Kayla.
Oboje dokładnie wiedzieli co mówić. Chociaż Adam nie przyłączył się do tej większości mężczyć, którzy poszli walczyć na "wojnie gangów". Mimo, że on był odpowiedzielny za zapewnienie bezpieczeństwa zespołowi RRR HQ. Był odpowiedzialny za wysyłanie dostaw, oddziałów, tworzył zmiany taktyki i zapewniał RRR bezpieczeństwo. W związku z tym był świadomy całej tej agonii, a ja modliłam się, aby Justin wrócił bezpiecznie do domu.
Powoli skinęłam głową. - Biegłe testy, utożsamiły go. - czułam jak moje serce rozpadało się na milion kawałeczków.
- Przykro mi, Caitlin. - Adam przyciągnął mnie do ciasnego uścisku, a ja zacisnęłam oczy.
Emocje które przebiegały przez moje ciało były nie do opisania. Ty była mieszanka błędu, gniewu, rozgoryczenia, wściekłości, miłości, smutku, ale przede wszystkim zawodu miłosnego. Nigdy nie czułam się tak zdruzgotana jak teraz.
- Mamo, co się stało?
Odwróciłam się i zobaczyłam mojego syna stojącego w piżamie, łzy zagościły na brzeg jego oczu. Nie mogłam pozwolić, aby i on się rozkleił, wyciągnęłam ku niemu ręce. Usiadł na moich kolanach, a ja przytuliłam go mocno, moje łzy nadal spływały.
- Wujku Adamie? - spojrzał na niego.
- Drew, twoja mama otrzymała dzisiaj telegon i um, dobrze - Adam starał się dobrać odpowiednie słowa. - Justin jest w niebie razem z Bogiem i Aniołami.
Łzy spływały teraz po jego policzkach, spojrzał na nas w nie do wierzeniu.
- Tata? - jego dolna warga drżała. - Tatuś nie żyję?
- Tak, kochanie. - udało mi się zebrać resztki siły, aby mu odpowiedzieć.
- Kłamiesz! - odepchnął mnie, stojąc całkowicie zirytowani. - Jesteście wszyscy kłamcami! - wrzasnął.
- Przykro mi, Drew. - Kayla próbowała go przytulić, ale ją też odepcnął. - Ale twój tata jest teraz w znacznie lepszym miejscu. Jest w niebie, gdzie jest szczęście. Tatuś jest szczęśliwy z Bogiem. 
- Nie, nie, nie, on nie jest! - tupnął nogą, a jego oczy zalały się łzami. - On nie jest szczęśliwy beze mnie! Nienawidzę Boga!
- Nie, nie, kochanie. - Kayla pokręciła głową. - Nie mów takich rzeczy.
- Ja, ja, nienawidzę Boga. Pozwolił Mac'owi bić mamusię i zabił tatusia. Nienawidzę go! - Drew wzruszył ramionami i mijając Kaylę pobiegł do swojego pokoju. 
Schowałam twarz w dłoniach nadal płacząc. Moje gardło bolało niemiłosiernie, a moja głowa pulsowała, a lzy nadal spływały.
________________________________________________________________________________
- Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz. Chociaż żal pozostał, wiemy, że Justin jest teraz w rękach Boga - Głos pastora Crane'a brzmiał jak cicho zamykająca się szkatułka, Justin został nam odebrany.
Resztę jego słów zostały zagłuszone moich szlochem w chusteczkę, oparłam się o Adama, który był teraz moim wsparciem. Drew ukrył twarz w Merideth, matkę Adama, bojąc się własnego smutku.
Reszta wieczoru poszła na ścieraniu łez, znalazłam się sama w wannie w idealnie białej łazience w idealnie białym mieszkaniu, który był już dawno wspólny mój i Justina.
Drew był z Adamem i Kaylą, a ja byłam sama i płakałam.
Bezmyślnie nalałam sobie kolejny kieliszek wina, a butelka była praktycznie pusta. Nie mogłam powiedzieć czy moje wizje były zamazane przez napój, albo przez moje łzy i szczerze mówiąc, już mnie to nie obchodziło. Nie obchodziło mnie nic więcej i to wydawało się być dobre.
Za każdym razem zaczęłam dbać, zaczęłam czuć się kochana i szczęśliwa, wszystko poszło do ruiny - to nigdy się nie udało. Seth nigdy nie zapłacił za to co mi zrobił, a to z kolei Drew nienawidzi mnie i obwinia za śmierć Justina, a ja nie mogłam powiedzieć, że ja go oto oskarżam. Przecież Justin zmarł próbując zapewnić mi i jemu bezpieczeństwo od Setha który uważał, że konsekwencją za wszystkie czyny jest seks. Może i było trochę w tym prawdy w teorii Rathful Revenge. Może czegoś nie dostrzegłam, a może faktycznie byłam przeznaczona, aby zapłacić za grzechy Agnes VanDyne, może tylko ja miałam cierpieć.
Sączyłam kolejny kieliszek wina, przekręciłam pokrętło w wannie stopą, a wanna była niemal pełna. Patrzyłam jak pęcherzyki, który były na drodze spadały na niską powierzchnię i znikały, tak po prostu ich nie było. Nie były już uwięzione w tym kółku powietrznym. Były wolne i odeszły. Och, co za piękne myśli, tak bardzo chciałabym do nich dołączyć!
Oglądałam pęcherzyki, które uciekły dzięki wodzie, jeszcze bardziej im zazdrościłam. Myśl o utopieniu się w wodzie jest uwalniająca i hipnotyzująca - w miły sposób. Bez jakiegokolwiek namysłu zsunęłam się w dół wanny. Moje ramiona wpadły do wody, a potem szyja, podbródek i pozostał tylko ślad ust. Bez mrugnoęcia okien, pozwoliłam mojemu nosowi tonąć i zamknąć oczy, a reszta mnie po prostu dryfowała. W ciągu kilku minut ciemność zaczęła wyprzedzać wszystko, a ja chętnie jej na to pozwoliłam. Chciałam być wolna, kiedy mój ostatni bit świadomości po prostu zniknął.
________________________________________________________________________________
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam było oślepiające jasne światło, ale był też rozdzierający ból, który mi o tym przypominał, nie byłam w niebie. Szybko zamknęłam oczy i powoli znowu je otworzyłam, skupiłam je na lekarzu patrzącym na mnie.
- Pani Bieber?
Skrzywiłam się i uniosłam moją głowę. - Gdzie jestem? - jąkałam.
- Dzięki Bogu, że nie śpisz. - zauważyłam obliczę doktora Wanga, który wszedł do jasnego pomieszczenia, nie mogłam pomóc, ale jęknęłam.
Nie, nie dziękuję Bogu, on zniszczył mój plan. I wciąż żyję.
- Dałaś nam powody do obaw, Caitlin. Zasnęłaś w wannie, ale Kayla znalazła cię w ostatniej chwili.
Zasnęłam? Tak, racja.
- Kiedy byłaś nieprzytomna zrobiliśmy badanie krwi i kilka innych testów, więc mamy zamiar je sprawdzić, a wyniki przyślemy rodzinie, dobrze Caitlin?
Powoli skinęłam ponuro głową. Nigdy nic nie udawało się w moją stronę. Nawet moja własna śmierć.
Patrzyłam jak doktor Wang otworzył drzwi do wyjścia, a w ciągu kilku sekund od jego wyjścia, pojawili się Adam i Kayla.
- Oh, Caitlin! - z gruchała Kayla. - Tak bardzo się o Ciebie martwiłam
Spojrzałam na nią obojętnie. Była powodem dlaczego właśnie żyję, a nie umarłam. - Czuję się dobrze.
- Możemy się za ciebie pomodlić? - spytał, ale po prostu pokręciłam głową.
- Chcę być po prostu sama.
- Ale nie jesteś sama, Caitlin. - Kayla chwyciła mnie za rękę. - Jesteśmy tu z tobą i Bóg też nad tobą czuwa.
- Bóg? - wyśmiałam. - Jak można mówić o nim w takiej chwili?
Zatrzymała się na moment. - Wiem, że Bóg jest jedyną osobą, o której "chcesz" myśleć w takiej chwili, ale on jest tobie teraz potrzebny najbardziej.
Moje łzy szybko zniknęły, a mój gniew rósł. - Nie. - powiedziałam ostro. Potrzebowałam Boga, kiedy Justin został zatrzymany w tym cholernym samolocie i potrzebował kogoś, kto mógłby go uwolnić. Potrzebowałam Boga, kiedy Seth porwał Drew z jego sypialni. Potrzebowałam Boga, aby pozwolił mi wreszcie dać mi spokój i po prostu umrzeć. Czy w ogóle się pojawić? Nie, nigdzie go nie było!
- Chciałaś umrzeć? - spojrzała na mnie w kompletnym szoku. -Nie rozumiałam, dlaczego drogi Boże, dlaczego nigdy cię nie było, ale teraz nie jest czas na odwracanie się. Drew Cię potrzebuję, Caitlin, będziesz go potrzebowała do siły i odwagi.
Jej słowa jeszcze bardziej mnie zdenerwowały, usiadłam na łóżku. - Wyjdź. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, wskazując na drzwi. - Nie chcę cię widzieć, po prostu wyjdź! - znalazłam w sobie siłę, aby krzyknąć.
Kayla wyglądała na zaskoczoną, kiedy stała. Przegryzła wargę i udała się do wyjścia. - Kocham Cię, Caitlin. Chcę, żebyś wiedziała, że jestem tutaj dla ciebie. Jesteś dla mnie najbliższa, jak siostra, kocham cię.
Patrzyłam na nią w milczeniu, kiedy zniknęła za drzwiami. Razem z moimi uczuciami oparłam się o poduszki.
- Ona chcę dobrze, Caitlin. - prawie podskoczyłam, będąc zaskoczona głosem Adama.
- On nie żyję, Adam. Mój mąż nie żyję. - łzy ponownie napłynęły mi do oczu. - Bóg nie zamierza zwrócić mi go z powrotem.
Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu. - Czy pamiętasz, kiedy opowiadałem Ci o mojej siostrze, Hillary? - zapytał.
Skinęłam głową. Jak mogłabym zapomnieć? Hillary była starszą siostrą Adama. Została zgwałcona, pobita i zamordowana przez jej chłopaka, Chevy'ego. To była wzruszająca historia, która dała mi siatkę bezpieczeństwa, które przekonały mnie, aby zwierzyć się mu co robił mi Seth kilka lat temu.
- Cóż, po jej śmierci byłem wściekły na świat, ale ostatecznie mój gniew przelał się na Boga. Był tak intensywny, że w połowie zastanawiałem się, czy uderzy mnie, aby zabić mnie zwykłą błyskawicą. - powiedział. - Nie rozumiem jak mógł pozwolić mojej słodkiej, słodkiej siostrze zostać zamordowaną w tak młodym wieku. Jak mógł zepsuć tę stabilność, jaką kiedykolwiek miałem dzięki niej. Nienawidziłem go, każdą częścią mojego ciała. Nawet kiedy moi rodzice rozpoczęli moje leczenie, przeniosłem się na otwartą przystań, ja nadal byłem zły.
Safe Heaven, było domem dla maltretowanych kobiet i dziewcząt, aby zapewnić im leczenie, schronienie i bezpieczeństwo. Spędziłam tam tylko kilka godzin, ale nigdy nie zapomniałam o życzliwości, jaką tam okazywano.
- Zmieniłeś zdanie? - mój głos zamienił się w szept.
- Dziewczyny cię lubią. Tę które zdobyły się na odwagę, aby wyznać całą prawdę o tym jak zostały nadużywane, po opowieści o Hillary. Nagle uświadomiłem sobie, że to z bólu i gniewu o siostrę, zabrał ją w piękniejsze miejsce, a to piękno nie równało się z tamtym. Zrozumiałem, że chociaż nie zauważyłem go na czas, Bóg miał większe dobro dla śmierci Hillary. Teraz nie mówię, że mój ból się zmiejszy, ale to sprawiło, że już nie było warto. - mówił.
- Więc myślisz, że Bóg miał plan dla mnie, aby została samotną matką? - spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
- Wiem, że Bóg ma dla ciebie plan, Caitlin. - powiedział. - Nie widzimy go teraz, ale on jest i zamieni ten cały ból w coś dobrego.
Zatonęłam w słowach Adama, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzał na mnie czy pozwolić, a ja skinęłam głową.
- Wchodź. - powiedział.
Drzwi powoli otworzyły się i ujawniły doktora Wanga, miał miękki uśmiech na twarzy, co było rzadką ekspresją.
- Caitlin, uh, mam dla ciebie wiadomość. - usiadł.
- Adam spojrzał na mnie. - Zostawić was? - spytał.
- Nie. - potrząsnęłam. - Proszę nie trzymać już tego w sekrecie. Co to jest?
- Cóż. - doktor zatrzymał się. - Jak już mówiłem zrobiliśmy kilka testów, aby sprawdzić wszystkie narządy kiedy byłaś nieprzytomna, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- I co? - zapytałam zniecierpliwiona.
- Jesteś w ciąży.
_________________________________________________________________________________
Myślę, że rozdział Wam się podobał. Chcę Wam powiedzieć, że to przed ostatni rozdział, ponieważ piętnasty jest sequelem trzeciej części, a już dzisiaj przedstawiam Wam nazwę trzeciej części, więc oto i "3rd Time's The Charm". Mam nadzieję, że podoba Wam się to opowiadanie.
twitter: @luuvmyy1D
ask: ask.fm/ahaselly - taaaaaaaaak, zmieniłam aska.

czwartek, 26 września 2013

Twelve.~

PRZYGOTUJCIE PACZKĘ CHUSTECZEK. ROZDZIAŁ ZAWIERA  PODTEKST EROTYCZNY
_________________________________________________________________________________

Justin's POV


Trzymałem zimne, metalowe urządzenie na wysokość oczu, moje dłonie chwyciły go jakbym miał kogoś udusić. Nie oddychałem, nie myślałem. Moje oczy nie wirowały. Moje uszy, jakby były dostosowane do otoczenia w którym się znajdowałem, mogłem dosłyszeć najmniejszy i cichy szmer ze światła lamp.
Jakiś hałas przykuł moją uwagę. W ciągu sekundy obróciłem się na pięcie, a mój palec zacisnął spust, strzelając w rysunek, który wydał z siebie dźwięk. Moje serce waliło w mojej piersi, kiedy widziałem jak uderza o ziemie z łoskotem. Bez życia. Inna rzecz zakłócała spokój tego miejsca, ponownie obróciłem się na pięcie, aby strzelać, tym razem za mną stała mroczna postać.
Powoli i ostrożnie obróciłem się we wszystkich kierunkach, zapewniając sobie, że "mojego zamachowcy" tutaj nie było.
- Doskonale, Bieber, doskonale.
Odwróciłem się i zobaczyłem Allen'a Mclntosh'a, wujka Setha. Był ubrany w jego kombinezon Rathful Revenge Ravishers lub RRR, jak on to nazywał. Opuściłem mój pistolet.
Mój oddech był jeszcze nie równy, kiedy Allen podchodził do mnie. Wyciągnął rękę i potrzasnął nią.
- Jesteś gotowy - mówił, klepiąc mnie po plecach - Jesteś gotowy, aby pomóc i poprowadzić nas do walki w niedzielę.
Skinąłem głową z wdzięcznością, kiedy oblizywałem moje suche usta. Wszystko zostało zaplanowane. Mieliśmy spotkać się z Rathful Revenge na jakimś odludziu w ciągu zaledwie dwóch dni. To było szalone, aby myśleć, że po pięciu latach, wszystko ma się zakończyć w ciągu sześciu dni. Albo Rathful Revenge zwycięży, a Seth wygra, z czego będzie miał absolutną przyjemność. Byłem dokładnie pewien, że "nadzieja umiera ostatnia" to było jak najbardziej prawdziwe.
- Możesz iść - powiedział do mnie, a ja znowu pokiwałem głową, kiedy oddawałem mu swój pistolet.
- Dzięki - przegryzłem wargę, idąc w stronę drzwi do sali szkoleniowej, która kiedyś była po prostu pustą fabryką. Otworzyłem drzwi piwnicy, które prowadziły do jeszcze innej piwny, zacząłem ostrożnie schodzić po stromych schodach prowadzących do białego podziemnego światła.
Zasalutowałem do kolegów z żołnierstwa, od których brzęczało miejscem pracy przed ostatnim dzwonkiem w niedziele.
Zatrzymałem się przy biurku doktora Wang'a. Był lekarzem, pod którego opieką była Caitlin. Uśmiechnął się po raz pierwszy. Przynajmniej pierwszy, który ja kiedykolwiek widziałem, zawsze wyglądał smętnie i żałośnie, zwłaszcza wtedy kiedy powiedział mi, że nie mogę zobaczyć Caitlin. - Drzwi są otwarte. - rzucił po prostu.
Moje tętno przyśpieszyło, a ja poczłapałem do drzwi Caitlin. Stanąłem niepewnie w miejscu, starałem się zdecydować co chciałem jej powiedzieć, ale zanim zdążyłem cokolwiek przemyśleć, otworzyłem drzwi od jej pokoju. Odsłaniając Caity. Miała zieloną, wojskową sukienkę, która doskonale pasowałaby na mundur żołnierski. Była zupełną przeciwnością kobiet, które były ubrane tak samo jak mężczyźni. Caitlin miała na sobie letnią sukienkę, a jej brązowe włosy były upięte. Spojrzała na mnie prawie z niedowierzeniem, kiedy wchodziłem do pokoju za jej "pozwoleniem", zamknąłem za sobą drzwi.
- Justin. - jej oczy rozszerzyły się.
- Caity. - tchnąłem i pogładziłem jej lśniące włosy z drugiej strony, ująłem jej twarz w drugą rękę. Zamknęła oczy, jakby rozkoszowała się moim dotykiem.
Odnalazłem jej usta pochylając się nad nią. Złożyłem delikatny pocałunek na jej idealnych wargach. Poczułem przepływ elektryczności w moich żyłach. Powoli odsunąłem się przerywając pocałunek, a Caitlin pochyliła się wtulając w moją pierś. Mocno mnie trzymała.
- Jestem przerażona, Justin- wyszeptałam. - Myślałam, że już nigdy się nie zobaczymy. - złamała ostatnie słowo płaczem.
- Cii,- poklepałem ją, nadal trzymając przy sobie, pocałowałem ją w czubek głowy- Będzie w porządku.
- Dlaczego wszyscy mówią o czymś co nazywa się RR i są ubrani w wojskowe stroje? Co się dzieję? - spojrzała na mnie, prowadząc nas do jej łóżka.
Westchnąłem, decydując na koniec i wyjaśniłem jej wszystko. Że jest sobowtórem Agnes i częścią naszego planu, aż do samego końca, zniszczenia planu ojca Setha aka RR.
Caitlin przegryzła nerwowo wargę, wszystko wydawało się takie inne "walczysz w tej wojnie, o miłość".
- Tak, jestem prowadzącym niektórych żołnierzy.
- Możesz umrzeć. - przemówiła w końcu.
Niechętnie skinąłem głową. - Tak, kochanie. Mogę, ale jeśli nie pójdę na tę wojnę, to na pewno wszyscy umrzemy.
Jej oczy wypełniły się łzami, kiedy ona sama odsunęła się trochę ode mnie - A co z nami? - wyszeptała. - Kiedy tym razem byłam z Sethem, zdałam sobie sprawę, jak głupią rzeczą było pchnięcie cię przez te ostatnie pięć lat. Moglibyśmy już mieć lepsze życie.
- Nie byliśmy gotowi, Caity, nie było potrzeby, aby się za to karać.
- A śmierć to nie kara? - gapiła się we mnie.
- Kto powiedział, że umrę? - zapytałem.
- Po prostu powiedziałeś mi, że walczysz z tym gangiem, Justin. Zawsze możesz iść na wojny gangów z takim stylem, nie masz tych pięćdziesięciu procent, że wygrasz czy umrzesz. Może być jeszcze gorzej, możesz zostać mocno zraniony, lub cierpieć z powodów problemów psychicznych. Ale, co z tego?
- Mam zamiar wrócić całkowicie zdrów, kochanie.
- Nie wiesz, że - starała się utrzymać przy swoim, skrzyżowała ramiona, niechcąc na mnie spojrzeć - Chciałam się z tobą ożenić, Justin. Naprawdę chciałam. -  znowu urwała. - Nigdy nie miałam okazji, aby dać komuś szansę i naprawdę go pokochać. Chciałam się dowiedzieć, co to jest prawdziwa, nie wyimaginowana miłość, chciałam się tego dowiedzieć z tobą.
 Łzy które wezbrały się w jej oczach, w końcu uwolniły się i skapywały po jej policzkach. Pociągnęła nosem, a moje oczy stały się wilgotne, jedna łza z nim uciekła.
- Tutaj jest otwarta mała kaplica, wiesz? - mój głos był prawie szeptem. Choć mój mózg racjionalizował ten szalony pomysł, kiedy go sugerowałem, moje serce było przejętę podejmowaniem tej decyzji.
Jej łzy niemal się zatrzymały, kiedy spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Jeśli chcesz zrobić mi ten zaszczyt, chciałbym cię pojąć za żonę. - nadal szeptałem, skinając na jedno kolano- To znaczy, jeżeli Drew również się zgodzi, oczywiście. - zaśmiałem się lekko.
Caitlin przytaknęła szybko, a jej drżące usta utworzyły uśmiech, a świeży zestaw łez skapywał po jej policzkach - Tak, tak, tak - skinęła głową, kiedy i ona uklękła na kolanach. - Chciałabym być twoją żoną. - pocałowała mnie, nie mogłem nic na to poradzić, ale całowaliśmy się.

Caitlin's POV


(jeden dzień później)
Moje serce biło niemiłosiernie w mojej piersi, kiedy poprawiałam krawat Drew. To było bardzo proste, miał na sobie czarny krawat, biały t-shirt, spodnie i ogromny uśmiech rozpromieniał jego twarz. Było mu lepiej niż w smokingu.
- Mamo? - Drew spojrzał na mnie skinając głową.
- Tak?
- Cieszę się, że bierzesz ślub z Justinem, czyniąc go moim prawdziwym tatą.
- Ja też, kochanie. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. - Ja też
Rozległo się pukanie do drzwi, zanim powoli podeszłam otwierając je w drzwiach ukazał się Justin.
- Wow, - wyszeptał, spoglądając to na mnie to na Drew. Był ubrany w elegancki garnitur, a ja wciąż miałam na sobie letnią zieloną sukienkę wojskową. - Oboje wyglądacie niesamowicie - dodał.
Patrzyłam na niego z miłością. Słowa nie mogły opisać tego co czuję. Justin spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - Kiedy wrócę, dam Ci idealny bajkowy ślub twoich marzeń i wspaniały pierścionek z brylantem. - obiecał, muskając kciukiem mój pusty palec.
- Nigdy nie czułam się tak cudownie, słowa nie są w stanie opisać co czuję - szeptałam z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Nie było nic specjalnego w naszych ubraniach, ale miłość, która ukazywała największe ciepło wypełniała całą uroczystość. Wszyscy byliśmy szczęśliwsi niż kiedykolwiek wcześniej.
- Ludzie czekają - przerwał Drew, ciągnąc Justina za nogawkę.
- Masz rację, dzieciaku - Justin uśmiechnął się do niego, pochylając się i biorąc go w ramiona.
- Ostrożnie - ostrzegłam z uśmiechem, kiedy Justin pochylał się, nie chciałam, aby Drew uderzył głową w drzwi.
Śledziłam ich idących korytarzem. Uśmiechnęłam się, zauważając, że płatki róż zostały rozrzucone na drogę do kaplicy. Kiedy dotarliśmy do drzwi, Justin posadził Drew na dole i otworzył drzwi. Okazało się, że było kilku członków naszej rodziny i RRR HQ również. Byli Chaz, Ryan, Kayla, Adam, rodzice Adama - Allen i Marjorie i Christian wraz z kilkoma innymi członkami RRR. Wszyscy zajęli miejsce na ławkach, które były przewidziane do siedzenia.
Otoczenie było tradycyjne, ale przytulne.
Pastor Crane, który był kapłanem RRR, uśmiechnął się, kiedy stałam z przodu kościoła. Powoli w trójkę udaliśmy się w stronę ołtarza, aż stanęliśmy bezpośrednio przed nim.
- Umiłowani - zaczął. - Spotkaliśmy się dzisiaj, ponieważ Justin Bieber i Caitlin Beadles, postanowili  zobowiązać swoją miłość przed Bogiem i nami wszystkimi. Dołączcie do nas o modlitwę i błogosławieństwo przyznanemu jako uroczystość ich zaślubin.
- Błogosławiony Ojcze nasz, Ciebie prosimy o zjednoczenie miłościć Justin'a, daj im mądrość, wskazówki i potrzebną im ochronę, wybierz im jedną z życiowych podróży i to co najcenniejsze. Miłość jest silniejsza niż jakiekolwiek badania, które mogą stanąć w ich obliczu, i prosimy, abyś im pomógł, abyś pamiętał, że ich życie może zostać tknięte. W imie Jezusa, Pana Naszego. Amen.
- Amen - wszyscy odpowiedzili chórem.
- Justin'ie Drew Bieber, czy ty bierzesz sobie tą oto Caitlin Victorię Beadles, jako żonę?
- Biorę - uśmiechnął się, spoglądając mi głęboko w oczy. Moje serce waliło jak młotem, kiedy czułam jak moje policzki się czerwienia.
- A czy ty, Caitlin Victorio Beadles chcesz pojąć tego oto Justin'a Drew Bieber'a za męża?
- Tak, chcę. - skinęłam głową, kiedy moje oczy spoczęły na Justinie. Uśmiechnęłam się do niego radośnie, kładąc dłoń.
- Justinie, przysięgłeś swoją miłość do Caitlin, ale również do Drew, co również zobowiązuję Cię do niego, czy obiecujesz, że stworzysz mu prawdziwą rodzinę? - pastor Crane mówił, a Drew ukrył swoją twarzyczkę w nogawkach Justina na wspomnienie jego imienia. Pastor zachichotał i lekko się uśmiechnął.
- Justin, czy zobowiązujesz się do bycia kochającym ojcem Drew i zaakceptujesz go jako swojego własnego?
- Obiecuję - zgodził się i owinął drugie ramię, wokół malutkich ramion Drew.
- Mam zaszczyt ogłosić, wymawiając was jako Pan i Pani Bieber. - pastor uśmiechnął się. - Oraz Drew Christopher Bieber, możesz masz coś do powiedzenia?
Drew nieśmiało skinął głową, spoglądając na Justina - Możesz pocałować pannę młodą.
Każdy się zaśmiał, a Justin pochylił się nade mną i złożył delikatny i słodki pocałunek na moich wargach.

_________________________________________________________________
Westchnęłam radośnie kładąc się na łóżku obok Justina.
- Jeśli ja śpię, nie budź mnie - wyszeptałam cicho, położyłam się na poduszce, tak, że leżeliśmy naprzeciwko siebie.
Drew został na noc z Christianem, pozostawiając mnie i Justina samych w pokoju, po raz pierwszy.
- Jeśli śnisz, to musimy mieć dokładnie taki sam sen - uśmiechnął się - Uroczystość była doskonała. Nigdy nie widziałem czegoś, tak proste, a jednocześnie pięknego.
- Tak - powiedziałam, wplatając swoje palce z jego. - To zawsze będzie najlepsza mała rzecz, jaką zrobiłeś. Dla mnie. Sposób, na odejście z tej katastrofy, a ja wciąż czuję się wyróżniona twoją miłością.
Justin delikatnie pogładził mnie po policzku, przysuwając się do mnie. - Kocham cię- wyszeptał, przed złożeniem lekkiego, ciepłego pocałunku na moich ustach.
- Ja też cię kocham - mruknęłam, odwzajemniając pocałunki.
Stopniowo Justin wplatał swoje palce w moje włosy, zaczął robić to bardziej łapczy. Justin przerwał pocałunek i przeniósł go z moich usta na długość mojej szczęki, zaczął szeptać czułe słówka do mojego ucha. Przenosiliśmy się w tempie powolnym, ale romantycznym.
Czułam się kochana i swobodna. Justin ostrożnie rozpiął mój biustonosz i zdjął moje ciuchy. Poprawił mnie tak, że baldachim był teraz wokół nas. Teraz na prawdę czułam, że robiłam to po raz pierwszy z człowiekiem, którego kochałam.

Justin's POV

Starałem się poruszać w niej delikatnie, chciałem, aby poczuła się kochana, a nie wykorzystywana przez tego drania. Caity cicho pojękiwała moje imię. Odrobinę przyśpieszając zacząłem składać mokre pocałunki na jej szyi. Dziewczyna spojrzała w moje oczy, jej oczy przepełniała miłość. Uśmiechnąłem się i złożyłem pocałunek na jej na ustach, a ona go odwzajemniła. Jednocześnie poruszając biodrami razem ze mną
- Kocham cię - wyszeptałem, namiętnie jak to tylko możliwe. Cały czas się w niej poruszałem.
- Ja ciebie też, Justin. - uśmiechnęła się lekko.
***
Nie mogłem pomóc, ale uśmiechy na naszym zdjęciu portfelowym stojących przy ołtarzu Pastora Crane'a były widoczne. Miłość która nas otaczała, biła od nas na na kilometr, nawet na fotografii.
W ostatnich dwóch dniach przed walką, moja przyrodnia siostra Kayla szeptała mi to SŁOWKO, to chyba było jedyne co trzymało mnie przy nadziei.
Zanim wszedłem do helikoptera, który wskazywał dalszy lot dla mnie i moich żołnierzy, Kayla wciągnęła mnie do środka.
- Justin, wiem, wiem, powiedziałeś mi, abym nie wciskała ci Boga, więc tego nie zrobię, ale wystarczy, że spojrzysz wokoło siebie. Mimo wszystko jednak, on zwrócił ci Caitlin i cofnął to wszystko do ciebie, abyś był cały i zdrowy i wierzę, że poprowadzisz tę bitwę. Pamiętaj, że wszystko co się dzieję, działa na korzyść dobra, tego których pan miłuję - mówiła jakiś sparafrazowany werset Rzymian.
Mimo, że nie odezwałem się w tym czasie, jej słowa  rozbrzmiewały głęboko we mnie, upadłem na kolana i zacząłem się modlić. Kayla miała rację, nie było mowy, że może będę zdrowy, a zakończyłem z piękną żoną i synem. Oczywiście, nie wszystko poszło jak planowałem, ale Seth już rzucił rozkaz na moje życie, ale pokonam to wszystko. Ja to przeżyję.
Zsunąłem obraz z powrotem do zewnętrznej kieszeni.
Pomimo zatyczek do uszu, głośne wycie śrub śmigłowca brzęczały mi w uszach, a pył z piaszczystej ziemi obracał się w każdej  szparze śmigłowca, zakaszlałem.
Moje oczy rzuciły się na czerwony, napowietrzony znak, a serce waliło kiedy czytałem słowa " nie autopilot". Spojrzałem w dół, aby zobaczyć, że pilot leżał.
- Co jest? - nie mal jak pijak wyskoczyłem z siedziby i chodziłem do różnych kabin z mężczyznami, którzy byli za mną.
Nawet nie musialem sprawdzać, czy pilot był wciąż żywy, czerwony znak na jego skroni, wskazywał postrzał pistoletem. Jego "zamrożony" wzrok powiedział mi co się wydarzyło. Odmówiłem modlitwę "Dobry Boże, zmiłuj się nad jego duszą", pochyliłem się nad jego ciałem wciskając przycisk ratunkowy.
To było smutne, aby zobaczyć człowieka, który dołączył do RRR w walce z Rathful Revengem chociaż w ciągu tych dni mieliśmy dwa samobójstwa, to było przerażające. Zostałem błogosławiony, że zatrzymałem się w bezpiecznym miejscu, ale wielu ludzi wychodziło na ulicę i widniało w nich to, że są z gangu Setha. Nie mieli serca. Mordowali ludzi z przeciwnego gangu, a nawet ludzi z własnego gangu.
Oni strzelali w głowy ludzi bez żadnego powodu.
W RRR wysłano nawet drużynę na zwiadówkę do obozu RR, żądaliśmy traktatu pokojowego, ale dziesięciu mężczyzn którzy poszli, zostali brutalnie pchnięci nożem, a następnie zostali wrzucani do rzeki, tak zanieczyszczając naturalnie źródlaną wodę, płynącą do naszej bazy.
Byli bandą niewiernych skurwysynów.
Na szczęście, przycisk ratunkowy był taki, że miał wmontowane rączki i kierował kierownicą samolotu, na wystarczająco długo. Moje serce waliło kiedy helikopter zbliżał się do budynku.
Szarpnąłem kierownicę w dół, nawet, jeżeli helikopter miałby uderzyć w budynek, to jakoś bym się pozbierał.
- Cholera, turbulencję - mruknąłem, na czas reakcji helikopter wydawał opóźnienie. Walczyłem z ochotą zamknięcia oczu, kiedy zaczęliśmy unosić się w dół.
Trafiliśmy na ziemię z twardym poślizgiem, wzniecając wszędzie kurz.
- Ewakuacja samolotu, powtarzam, ewakuacja samolotu - krzyknąłem przez interkom, dostrzegając iskrę ognia przed nami. Wydawało się, że to się stało kilka sekund temu.
Mężczyźni leżący w samolocie szybko go opuścili. Ujrzałem ogień, który był co raz bardziej śmiertelny, kiedy oni debatowali. Zostawić ciało pilota? Postanowiłem, że muszę go zostawić i odwróciłem się do wyjścia z samolotu.
Dwie niebieskie pary oczu, przebijały się przeze mnie.
- Wiesz co zawsze mówił - odezwał się jego chrapliwy głos ze smug dumu - Jeśli ja jej nie mogę mieć, to nikt nie może.
Wcisnął się w drzwiach, tak, że niezależnie od tego co robiłem nie mogłem wyjść.
Odwróciłem się i zobaczyłem ogień się zbliżał, ale wciąż nie ruszył.
Oboje byliśmy w linii ognia, bez wątpienia używając na nas obu, ale nie chciał ruszyć, kiedy uderzył całym sobą w jego masę ciała.
Seth zablokował mi wejście.

_________________________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podoba. :> Wgl. rozdział jest taki wjdjdekedjedkfjke, że możecie się zapytać każdego kto ze mną pisał, że zachowywałam się jak kobieta w ciąży, albo byłam zła, albo podjarana, albo ryczałam, albo inne. #bipolarna #ja
ask.fm: ask.fm/ahaselly
twitter: @luuuvmyy1d

środa, 25 września 2013

Informacja

Przepraszam, ze przez jakiś czas nie dodawałam rozdziału, otóż miałam to zrobić tydzień temu, ale od sierpnia codziennie bolała mnie głowa, więc musiałam pilnie jechać do szpitala, gdzie się okazało, że umieram z każdą minutą i muszę mieć pilnie przeprowadzoną operację.
Teraz jestem już w domu, ale jak na razie zbieram siły, postaram się dodać rozdział dodać w tym tygodniu, ewidentnie w następnym. Na prawdę bardzo was przepraszam.....  Wybaczycie mi?

sobota, 7 września 2013

Eleven. ~

Caitlin's POV

Skrzywiłam się, czułam, że odpływałam z powrotem do czujność. Nie widziałam wyraźnie, ale ustaliłam, że moje oczy spoczęły na wysokiej rudowłosej kobiecie, która mówiła coś przez w walkie-talkie.
- Mamy RR Agnes, powtarzam mamy RR Agnes - powtórzyła.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale moje gardło było kompletnie suche, a moje słowa zabrzmiałby jak jęk.
Natychmiast głowa kobiety skierowała się w moją stronę. Jej oczy powiększyły się, ona chwyciła jaką maskę i umieściła ją na moich ustach, zanim zdążyłam zaprotestować. Z powrotem ukazała się czerń.
_________________________________________________________________
Kiedy znowu się obudziłam, znalazłam się na białym łóżku, wszystko było w jaskrawej bieli, a pokój bez skazy. Moje serce waliło mi w piersi, kiedy rozejrzałam się, aby spróbować dowiedzieć się dokładniej gdzie byłam. Usiadłam i poczułam ostry ból przechodzący jak prąd przez moje ciało, kiedy wspięłam się do pozycji siedzącej.
Ciszy jęk uciekł z moich ust, a moje stopy dotknęły zimnej kafelkowej podłogi. Spojrzałam w dół, aby ujrzeć, ze miałam na sobie nieskazitelnie białą piżamkę, dopasowany top i szorty. Drżałam, kiedy spojrzałam w kierunku drzwi, sięgnęłam do srebrnego pokrętła. Pociągnęłam za uchwyt i wyszłam za drzwi, dojrzałam grono osób, które zmierzało w różnych kierunkach.
- Co jest, do cholery - mruknęłam pod nosem, kiedy półprzytomna starałam się wybudzić z tego koszmaru, w dowolnym momencie. Zamiast tego usłyszałam czyjś znajomy głos.
- Beadles, już nie śpisz! - uniosłam głowę, aby zobaczyć jednego z moich najlepszych przyjaciół z dzieciństwa, Chaz'a Somers'a.
Lekki uśmiech rozświetlał jego twarz, kiedy on podchodził do mnie - Człowieku! Miło Cię widzieć! Oni bali się o mnie, na chwilę, mówili o śmierci i innych rzeczach. - objął mnie i skrzywił się.
- Przepraszam! - przeprosił.
Pokręciłam głową - W porządku! Co ty tu robisz?
- Kayla, Adam i jego rodzina przeniosła się z Ryan'em tutaj, na chwilę.
- Co? - spojrzałam na niego tępo - Kayla, jest dla Justina jak przyrodnia siostra, a Adam to kuzyn Setha i Ryana, jak to Ryan'a Butler'a? Co się dzieję? Gdzie jesteśmy?
- Tak, tak i tak, wiesz co? szalejesz. - nieco zachichotał. - Ojciec Adama dał nam przemówienie o tym, że nasze życie jest w niebezpieczeństwie, i kazał wziąć nam jakieś tabletki, które 'wybiły na"-
- Poczekaj, twoje życie jest w niebezpieczeństwie, przeze mnie? - szepnęłam, kiedy inna myśl przyszła mi do głowy - Proszę, powiedz mi, że widziałeś Drew. Proszę, proszę, powiedz mi, że on żyję.
Chaz potrząsnął głową - Nie widziałem go, ale z czyjejś rozmowy usłyszałem i myślę, że on jest z Justinem.
- Justin - uśmiechnęłam się - Dzięki Bogu, że jest w porządku.
- Panie Somers, pana czas też się ograniczony, proszę natychmiast wrócić do poczekalni - odezwał się facet w białym fartuchu i podszedł do nas - Panna Beadles, nie jestem w stanie wyjść jeszcze z łóżka.
- Co się dzieję? - zapytałam go.
- Musisz teraz odpoczywać, Caitlin - to była jego jedyna odpowiedź, zanim zniknął za drzwiami.

_________________________________________________________________

Justin's POV


- Nie ma innego sposobu - krzyknąłem do grupy mężczyzn z RRR czyli  Rathful Revange Rashivers.
Nie było to ich jedynym celem, nie tak jak mówiła ich nazwał, nie chodziło o gwałt w RR, ale to czego się spodziewałem, opowiedzieli mi historię Beadlesów, że ona tak na prawdę nie miała z tego wyjścia. Jedynym sposobem, aby reszta rodziny Caitllin byłoby gdyby Drew, Christian i ja umarliśmy.
- Przykro mi, panie Bieber. Szkoda, że nie było innego wyjścia - powiedział Craig, aka obecny przywódca gangu.
- Nie - warknąłem. - Nie chcę słyszeć twoich bezwartościowych życzeń. Miałeś w Jewel w garści, dlatego nakierowała tutaj mnie i Chrisa, za co? To ma nam mówić, że jesteśmy skończeni? Wolałbym umrzeć walcząć z Seth'em, niż w tym budynku.
- Musze powiedzieć, że się zgadzam, nie widzę sensu, idziesz w kierunku stworzenia ogromnej i zaawansowanej organizacji, ale skoro nie zamierzasz nam pomóc - dodał Christian.
- Panie Bieber, panie Beadles, uspokój cię, nie sądzę, abyśmy się w pełni zrozumieli, co do siebie mówimy - człowiek z blond włosami i szarymi smugami, powiedział i włożył swoje okulary do góry z nosa - Tak, masz wszystko, śmierć, ale nie dosłownie umrzesz.
- To znaczy? - spojrzałem na niego.
- To znaczy, że możemy zrobić fałszywe zgony, Justin'a Bieber'a, Christian'a Beadles'a, Caitlin Beadles i rzecz jasna Drew Beadles'a, umrzecie w pożarze, a przynajmniej tak powiemy. W rzeczywistości, będziemy radować wszystkich, dając aliasy i wyślemy cię do jednej z wysp, gdzie będziesz mógł spędzić resztę swojego życia w spokoju, po prostu nie możesz powiedzieć kim jesteś.
- Niby jak to w reszcie spokoju? - Christian zapytał - Będziemy musieli zostać przyjaciół, rodziny, karierę - wszystko. Dlatego Seth nadal wygrywał! Dlaczego nie możesz spalić go w ogniu?
- Bo to jest większe niż Seth, to jest nawet większe niż jego ojcec. Jeśli to nie będzie skuteczne, inni członkowie RR, zajmą swoje miejsca i podejdą do Caitlin. W związku z tym zadadzą ci dwa bóle, zabicie jej i Drew. Następnie oni to wygrają, a ty stracisz. Najlepiej, po prostu pozwolić im myśleć, że osiągnęli swój cel i pozwolić wam dalej żyć. To jest bardziej korzystne dla wszystkich.
- A co z rodzicami? Moja mama wpadnie w histerię! - krzyknąłem.
- Cóż, jeśli wszystko pójdzie dobrze z planem, będziecie mogli wrócić z powrotem do domu, w ciągu jakiś dziesięciu lat.  Ale nie będziesz nigdy mógł,  z powrotem podjąć się swojej tożsamości, którą masz teraz, ale wrócisz do znajomych i rodziny z powrotem.
- Dlaczego po prostu nie możemy zaatakować ich wszystkich? To jest po prostu wojna, z tym mamy do czynienia, więc dlaczego nie możemy tego traktować jako jeden na jeden?
- Po prostu weź to co do ciebie mówi Christian - powiedział męski głos.
Każdy w pokoju odwrócił się i zobaczyliśmy kobietę i mężczyznę, rozpoznaliśmy ich jako rodziców Adama, Allen i Marjorie Mclntosh. Marjorie mocno trzymała się w ramionach swojego męża, a jej mimika twarzy przypominała sympatyczny wygląd.
Allen wszedł w głąb pokoju - Wiem, że każdy z was się tak czuję, ale jeśli macie jakieś udziały w tej sytuacji, to uwierzcie, żaden z was nie zainwestował w to co ja robię. Żaden z was nie wiem jak to jest żyć każdego dnia, wiedząc, że twój brat jest błędem mafii lub próbuję uporać się z tym, że jego bratanek spiskuję w zabiciu niewinnej kobiety.
- Jeśli to do ciebie nie dotarło, spróbuj wyobrazić sobie braterską siostrę bliźniaczkę, która została zamknięta w jakimś zapomnianym przez Boga miejscu, w ciągu ostatnich pięciu lat - dodała Marjorie, a łzy napłynęły jej do oczu - Muszą zapłacić, za to co robią.
Przegryzłem wargę i pozwoliłem sobie, zatopić się w ich słowach. Moja podświadomość, umieszczała wszystkie ich słowa, a ja patrzyłem na czubki butów, starałem sobie wyobrazić niesamowitą wagę, która spoczywała na ich barkach.
- Proszę, - powiedział Allen - Stań z nami i zwalczmy tych przestępców.
Bez przemyślenia wstałem z krzesła, a Christian dołączył do mnie. Powoli ludzie zaczęli powstawać z miejsc, aż cały pokój był wypełniony ludźmi, którzy byli gotowi poświęcić własne życie dla sprawiedliwości.
_________________________________________________________________
Mój umysł wciąż stanowił się przetworzyć wszystkie rozmowy, sztuki szkoleniowe i taktyki, aby zniszczyć Rathful Revenge, chodziłem po salach RRR. HQ, przynajmniej tak to nazwano został ustawiony w podziemiach starej opuszczonej fabryki. Jewel przyprowadziła nas tu informując, o zaangażowaniach Seth'a z mafią. Najwyraźniej, ona zadecydowała, uruchamiając swoje źródło wiedzy, powiedziała nam to, co było dla niej zbyt ryzykowne.
Początkowo, zanim chcieliśmy tutaj przyjechać, dostaliśmy rozmaite wypowiedzi, zanim wreszcie zyskaliśmy zaufanie od RRR. Potem ustalili, że mówiliśmy prawdę, więc natychmiastowo umieścili nas w sypialniach i dali nam niezbędną pomoc medyczną, to było niezwykle konieczne, zwłaszcza dla mojej nogi. Okazało się, że nie była poważnie uszkodzona, tylko źle ją przekręciłem. To było jak cud, co ich eksperymentalny lek zrobił, że ukoiło to ból. Moja noga była już jak nowa, niemalże doskonała, a ja szedłem jeszcze bardziej doskonale.
To prawda, byliśmy uwięzieny w tym podziemnym świecie w ubiegłym miesiącu. Wtedy miał Caitlin i Drew, ale to było ostatnio. Caitlin była jeszcze w stanie nieświadomości, była całkowicie nieświadoma tego co się dzieję.
W tym samym czasie Jewel zmusiła Christiana i mnie, abyśmy poszli z nią do RRR HQ, ona również wysłała oddział ratunkowy, aby znaleźli Caitlin. Widocznie, mieli ją na oku cały czas, ale w celu uniknięcia ryzyka narażenia się, oni udawali, że nie wiedzą.
Jedna, kiedy Jewel wysłała SOS, od razu odpowiednie siły pobiegły prosto do Caitlin, wiedzieli ją nieprzytomną, musiała uderzyć o ziemię, ale nie spowodowało to, żadnych trwałych uszkodzeń. To była "sztuka" jak ujęła to Jewel.
Na szczęście plan się powiódł iw ciągu całego zaplanowanego zamieszania aka "wypadku" RRR ludzie byli w stanie uwierzyć, że Caitlin i Drew są w domu bez nikogo z gangu Setha', że nie było nikogo który by coś podejrzewa. Dla wszystkich, oni wiedzieli, że Caitlin i Drew zginęli od uderzenia.
Po uderzeniu, jej mózg wpadł w jakiś "tryb blokowania". Nie była bliska byciu martwą, albo nawet w śpiączce, to było tak, jakby jej mózg zdecydował się pójść spać. Albo przynajmniej, jak tego nie ujął lekarz. On zasugerował, że jej ciało dostało się do miejsca gdzie po prostu była już przemęczona i dlatego, zamknęła to wszystko z Drew, nie mówił słowa od tego wypadku. Ze względu na ich stany psychiczne, nie wolno było mi być z nimi, wyjątkiem były jednokierunkowe okna.
Lekarze powiedzieli, że jej układ odpornościowy spadł i byli oni zbyt przerażeni, że mógł w stanie zareagować widząc mnie.
Będę protestował i protestował, ale lekarze, że najlepszą rzeczą dla Drew jest izolacja.
Choć te słowa nie powinny być wygodą, ja podzielałem je płaczę, na środku korytarza. I nie obchodziło mnie, kto patrzył lub wyglądał. Byłem zmęczony widząc dwoje ludzi których kocham, których to wszystko boli. Najbardziej byłem zmęczony bólem.
Myśl o uczeniu się jak strzelać z pistoletu była doskonała podczas treningu do wielkiego boju, który miał zajść między Rathful Revenge a RRR, to było o wiele bardziej satysfakcjonujące, niż powinno być. Obrazy, które uwidaczniały się w mojej głowie, strzelanie kulą w pierś Setha i widzenie czerwonych plam, które ukazując się na jego klatce piersiowej, jak całe życie, odprowadzanie się z tego wszystkiego i upadek do tyłu. Myśli o tym spowodowały, że złośliwy uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Zbliżałem się do drzwi mojej sypialni, usłyszałem znajome głosy i zwróciłem do mojej przyrodniej kuzynki/siostry Kayli. Bez słowa, podbiegła do mnie i zarzuciła mi ręce ciasno wokół mojej szyi.
- Nie masz pojęcia jak dobrze cię widzę - przytulała mnie, a ja mocniej owinąłem ramiona wokół niej w ciepłym uścisku. - Byłam tak zaniepokojona, że wszystko co mogłam zrobić do mogłam modlić się i mod-
- Nie, - przerwałem jej, zanim to przemyślałem- Nie zaczynaj.
- Co? - spojrzała na mnie zdziwiona, kiedy trzymała mnie w ramionach jak matka małe dziecko.
- Nie chcę słyszeć o modlitwie - powiedziałem - Jeśli nadal wierzysz w takie rzeczy, to nie zamierzam ci zabraniać, ale mów mi o tym.
- Justin! - krzyknęła, ale ja trzymałem ręce w górze.
Sapnęła. - Cóż - w końcu się uśmiechnąłem - Głównym powodem dla którego przyszłam, to chciałam z tobą porozmawiać. Lekarze zdecydowali się pozwolić ci, spędzić trochę czasu z Dre-
Zanim zdążyła dokończyć zdanie, ja pośpiesznie udałem się korytarzem w kierunku pokoju w którym był Drew, w którym mieszkał sam. Ujrzałem go przez jedną stronę okna, zobaczyłem, że siedział i rysował coś na tabeli.
Dotknąłem szkła palcami, a łzy wypełniły moje oczy. Po całości. - Wszystko co mogłem zrobić, to modlić się - słowa Kayli przeszły przez moją głowę, a ja poczułem przypływ złości w moich żyłach. Jeżeli Bóg, którego Kayla tak bardzo kochała i mówiła, że istniał, dlaczego on pozwolił, aby tak niewinne małe dziecko jak Drew musiał przejść przez te wszystkie bzdury?
Nie mogłem sobie wyobrazić, że mógłbym w wieku pięciu lat zostać porwany, przez mężczyznę, myśląc, że jest przyjacielem mojej matki, lub zostać potrącony przez samochód, a ja byłem w bezpiecznych ramionach. To były rzeczy, z którymi żaden dorosły nie powinien mieć do czynienia, a co dopiero mały chłopczyk,
- Pan Bieber - odwróciłem się i zobaczyłem kobietę w szarym płaszczu, uśmiechającą się do mnie.
- Jak to jest? - zapytałem, a mój głos był tylko szeptem - Mogę iść się z nim zobaczyć, prawda?
- Tak - skinęła głową - Mamy go, ma powiedzieć nam dzisiaj swoje imię, a potem powiedział nam, że jego mama nazywa sie Caitlin i że nie ma ojca, ale ty jesteś jego niby tatusiem.
Uśmiechnąłem się do niej "udawany tatuś". To brzmiało, jakby Drew coś mówił, ale to było o wiele więcej niż słowa "udawany synek" dla mnie. Był pierwszym synem Caitlin, synem, który powinien być mój. Synem, nie zależnie od faktu, że to nie Bóg dopomógł mu, aby sprowadzić go na ten świat, on zawsze był moim synem. Drew był moim prawdziwym synem, nie okresowym.
- Na prawdę? - gapiłem się na nią - Powiedział to wszystko?
- Tak - powtórzyła - Ale to wszystko co jak na razie mamy, myśleliśmy, że to mogłoby by być pomocne, ponieważ znowu mówił, ale jeżeli przebywał by z kimś byłoby to dla niego bardziej komfortowe.
- Komfortowe? - powtórzyłem - Mówisz, że on może zostać ze mną?
Nie mogłem ukryć nadziei, która pojawiła się na mojej twarzy.
- To oznacza, jeśli chcesz - skinęła głową.
- Tak! - ucieszyłem się jak małe dziecko.
Lekarz roześmiał się - Możesz teraz do niego iść, panie Bieber.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i lekko dotknąłem drzwi od jego pokoju, zatrzymując się przekręciłem gałkę.
Powoli je otwierałem, ale nie mogłem utrzymać się przy cierpliwości, wszedłem do środka. Miałem okazję okazję się mu przyjrzeć, przed rozmową.
- Hej, Drew, kolego, pamiętasz mnie? Jestem-
- Justin? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem, jakby nie mógł wierzyć własnym oczom.
- Tak, dzieciaku, to ja, Justin - skinąłem głową i przykucnąłem do jego poziomu.
Bez słowa zerwał się z krzesła przy stole, gdzie był rysunek i pobiegł prosto w moje ramiona, z zawrotną prędkością uderzył w moją pierś.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem - ukrył twarz w ubraniu i mocno owinął swoje ramiona wokół mnie.
- Ja za tobą też - ścisnąłem go i pocałowałem w czoło.
Drew zaczął płakać w moją koszulę, jakbym trzymał jego życie.
- Nie zostawiaj mnie Justin, proszę, nie zostawiaj mnie - jego suche gardło płakało tak ciężko, że łzy zaczęły spływał mi po policzku. Mocniej go przytuliłem.
- Co ty na to, aby wyjść ze mną na zewnątrz, dobrze? - spytałem go.
Czułem, że kiwał głową w mojej piersi, a ja uśmiechnąłem się do siebie.
- Chcesz coś stąd zabrać? - rozejrzałem się po pokoju, ale to wydawało się dla mnie zbyt proste. Tylko kolorowanki czy coś.
- Moje obrazy, - mruknął do mojej szyi.
- Okej - zgodziłem się, a Drew sięgnął po moim prawym ramieniu i wziął zestaw kolorowanek - Coś jeszcze?
- Nie - po raz kolejny czułem, jak kręcił głową.

Pocałowałem go w czoło, jeszcze raz zanim wyszliśmy z powrotem z sypialny. Kiedy dotarliśmy do mojego pokoju, poleciłem mu, aby poszedł pod prysznic i się umył, a ja zamówię pizzę z kuchni RRR HQ. Pomimo tego, że była to organizacja podziemna, sekretna, to wszystko było bardzo podobne do normalnego, prawidłowego życia. Z wyjątkiem tego, że nasze życie było ciągłym ryzykiem.
Drew był spokojny, kolację jadł w ciszy. Nie starałem się go przekonać do rozmowy, nie więcej niż on chciał. Zawsze uważałem, że moje dzieciństwo było pokręcone, ponieważ moi rodzice nie byli razem, ale ja nie miałem ojca, który bił moją matkę na moich oczach. W porównaniu tego, co miało życie w takim krótkim okresie życia Drew, moje dzieciństwo było spacerkiem w parku.
Po zakończeniu kolacji i zaniesieniu Drew do łóżka i upewnieniu się, że wszystko było schowane, byłem gotowy do położenia się do swojego łóżka.
- G-gdz- gdzie je- st mamusia? - wyjął i spojrzał na mnie.
- Ona jest w tym samym miejscu, ale jest z lekarzami.
- Wszystko z nią w porządku? - wysapał.
- Tak - skinąłem głową.
- Mac nie skrzywdzi jej znowu? - spytał, a strach był widoczny w jego oczach, a moje serce bolało mnie, kiedy zdałem sobie sprawę, że mówił o Sethcie.
- Nie - odpowiedziałem.
- Obiecujesz? - wyszeptał.
Skinąłem głową.: - Obiecuję.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć jego oczy trzepotały śpiąca, a jego oddech zmienił się w spokojniejszy, co wskazywało na to, że spał.
Przegryzłem wargę, kiedy wszedłem do naszego wspólnego łóżka i położyłem się po swojej stronie.
- On nigdy, kiedykolwiek nie skrzywdzi jej ponownie. Mam zamiar upewnić się, że będzie z nią w porządku - szepnąłem do siebie, przed zapadnięciem w niespokojnym i nieszczęśliwym śnie.

***  RRR HQ-  Rathful Revenge Rashivers
_________________________________________________________________________________
PRZEPRASZAM! że rozdział nie pojawił się w piątek, teraz chyba będzie pojawiał się w sobotę, albo dopiero co dwa tygodnie. Jak wiecie szkoła. Mam też pewne problemy, których nie chce wyjaśniać, nie chcę i nie mam siły.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i..... rozdział nie jest sprawdzany, dopiero dzisiaj go tłumaczyłam, na szybko, nie sprawdzałam nic. Przepraszam, jeżeli coś źle jest przetłumaczone, ale praktycznie nocy nie sypiam. KOCHAM WAS i mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
http://warning--fanfiction.blogspot.com/

piątek, 30 sierpnia 2013

Ten. ~

W ROZDZIALE WYSTĘPUJĘ WĄTEK BARDZO OSTREJ PRZEMOCY, CZYTASZ, NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!


Justin's POV

- Mów - warknąłem na Jawel.
Usiadła na ziemi, wpatrując się w te iz powrotem na Christiana, po raz setny. Była w tej samej pozycji przez ostatnie pięć minut od godziny, odzyskała oddech, a ja stawałem się coraz bardziej wkurzony.
Jej oczy zamykały lukę, na chwilę zanim zapaliła kolejnego papierosa, aby zastąpić tego, który leżał bezużyteczny w tym brudzie. Jej dupa była jak biały kij, a ona nadal patrzyła się tak, jakby coś komplementowała.
- Daj mi jeden powód, dla którego powinnam zaryzykować swoją szyję i powiedzieć wam wszystko - kwestionowała, jak obłoczek dymu uciekł z jej ust.
- Wiesz co? Zwykle jestem miły, który nie marzy o tym, aby ranić kobiety, ale jeśli nie zaczniesz mówić nie zawaham się ciebie zabić gołymi rękami - splunąłem.
Christian posłał mi mordercze spojrzenie - To oznacza, że Caitlin i Drew są dla nas całym światem. Nie wiemy, co mamy zrobić, jeśli coś im się stanie. Prosze, powiedz nam wszystkie informację, na temat ich bytu.
Jawel milczała przez chwilę jak kamień, zanim w końcu wstała.
- Chodź ze mną - wskazała palcem na przystanek, stojąc w swoich czerwonych szpilkach.
Christian i ja udaliśmy się z tyłu szopy, której nie zauważyłem wcześniej. Otworzyła drzwi do pomieszczenia, gdzie były jakieś drewna czy coś. Weszła do środka i zaczynała jak jakiś przemęczony drwal.
Głośny pisk metalu brzmiał jak ocierane o siebie zęny.
Jawel wskazała na nas gestem, abyśmy szli za motel. Dreszcz przebiegł mi po plecach, a mój wzrok zmienił się trochę. Pokuśtykałem za nią. Podejrzewałem jej zachowanie Kayla i Adam, a teraz Jawel, co strasznie mnie irytowało.
Wreszcie dotarliśmy do małego drewnianego domku. który miał nie więcej niż siedem metrów wysokości i czternaście szerokości. Koce były rozrzucone po całym terenie, tworząc jakieś gniazdo. Jawel przeszła po kocach wzdłuż szczeliny między nimi i dwa razy usiadła.
- Siadaj - mówiła i wyciągnęła jakieś pudełeczko z przedziału, który został ukryty gdzieś w podłodze. - Myślę, że tutaj jest wystarczająco bezpiecznie.
- Ty? - myślałem - Co? - Christian wyraził moje myśli.
Jawel ponownie "przyssała" się do papierosa.
- Co u licha się dzieję? - łyknąłem, kiedy usiadłem na kocu z moimi obolałymi nogami
Jewel przegryzła wargę. - To jest na prawdę skomplikowane, więc postaram się, aby zabrzmiało jak najbardziej prosto, oczywiście, jeżeli to możliwe. Około stu lat temu pradziadek Seth'a, Maxwell Mclntosh, stworzył podziemny klub, lub mafię. Myślę, że można to nazwać RR lub Rathful Revanger*-
- Myślałem, że gniew rozpoczął W. - wtrącił się Chris.
- Zazwyczaj, ale w tym przypadku. Teraz nie przerywaj mi. Nie mamy zbyt wiele czasu - w Jewel coś pękło.
Chris i ja szybko skinęliśmy.
- Więc, tak, Maxwell Mclntosh został skazany na dożywocie w wiezieniu przez jego ex-kochankę Agnes VanDyne, która rzekomo, fałszywie oskarżyła go o gwałt i znęcanie fizyczne nad nią, oraz zamordowanie ich syna. Maxwell był przekonany, że ona sfałszowała historię, tak, aby mogła uzyskać dostęp do jego majątku. Jego wściekłość nasiliła się, po pogłoskach, że ona poślubiła innego mężczyznę, a ta szczęśliwa parka była utrzymywana z dala od bogactw i majątku. Maxwell był zdeterminowany, aby Agnes zapłaciła za to, więc przekonał jego współwięźniów, aby rozpocząć Rathful Revange. Chciał, aby pomogli my odnaleźć Agnes i rozmówić się z nią, chciał się upewnić, że była zadbana i dobrze zrekompensowana. Oczywiście, Maxwell dawniej był obrzydliwie bogaty, więc miał powodzenie i połączenie do ciągnięcia takiego oszustwa w nieskończone. I dlatego stada ludzi bywało na jego działce. Jednak, był jeden mały problem, nikt nigdy nie znalazł Agnes VanDyne. Lata, lata mijały, a Rathful Revenge zaczął się w Ameryce Północnej, ale nadal jej nie zlokalizowali, aż dwadzieścia lat później przyszła wiadomość, że ona zmarła na zapalenie płuc. Jednak wściekłość Maxwella, nie była zadowolona. On opadł z powrotem do starej teorii, że karma to suka i do niej wróciła, wcześniej, czy później, tak musiało być. Uznał też, że jeszcze nie był z żadną tak związany jak z Agnes. W końcu potomkowie Maxwella i Rathful Prace Revenge, upewnili się, aby reszta zapłaciła za wykroczenia Agnes.
Jewel wstrzymała się i zaczęła grzebać w jakimś małym polu, wyjmując coś z podłogi.
- Nie rozumiem - rzucił Christian - Co to wszystko ma wspólnego z Cait-
Zatrzymał się w połowie zdania, kiedy Jewel podniosła zdjęcie. Obojgu nam usta opadły.
Kobieta na zdjęciu to wykapana Caitlin. Jeśli nie to, na obrazie był znaczek lat, mogę przyjąć, że to była babcia Caitlin.
- Tp jest Agnes VanDyne - Jewel podała zdjęcie Christianowi, który wpatrywał się w nie z nie do wierzeniem.
- Więc próbujesz nam powiedzieć, że Caitlin jest karana za coś, co zrobiła kobieta mieszkająca tutaj przed stu laty, która jest za to odpowiedzialna, tak? - spojrzałem na nią.
Skinęła głową - Możesz walczyć, jak chcesz, ale Mclntosh jest z tym co mocno wierzy w teorię dziadka- Caitlin umrze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Caitlin's POV

Moje serce waliło sztywno, podczas gdy ubierałam się. Miałam tylko chwilkę dla siebie, kiedy Seth wyjechał, po jakieś leki dla mnie, uświadomiłam sobie, że to było moją szansą, aby uciec od niego.
Tak szybko, jak moje poparzone ciało pozwoliło mi ruszyć w kierunku szafy po pościel, wyciągnęłam wszystkie arkusze. Chciałabym, zauważyć wcześniej, że było kilka krzewów, bezpośrednio pod oknem kuchennym. Gdybym mogła utworzyć linę, która by utrzymała mnie na tyle długo, aby dostać się na rozsądną wysokość z Drew i skoczyć. Nie ulewa wątpliwości, że bym się nadziała. To byłoby zbyt ryzykowne. Wyjście z budynku też.
Westchnęłam i potrząsnęłam nim lekko - Kochanie, musimy iść - pocałowałam go w czoło.
- Mamo, - spojrzał na mnie i przetarł oczy - Co się stało?
- Musimy iść, kochanie. Ubierz się - powiedziałam i pomogłam ubrać mu parę jeansów, na jego spodnie od piżamy. Pomyślałam, że będzie najlepiej, jeżeli będzie miał na sobie kilka warstw.
- Co masz na ręku? - spytał  i wyciągnął rękę, dotknął czerwonego znaku na prawym nadgarstku.
Zmusiłam się, aby się nie skrzywić i potrząsnęłam głową - Nic, kochanie. Chodź, ubierzesz kurtkę - pomogłam mu wsunąć ręce do środka.
- Mamo, gdzie jest Mac?
- Kto? - zapytałam i wzięłam kolejne pościele od Drew i dodawałam je do "liny"
- Mac, - powtórzył.
Chwilę zajęło mi, abym przypomniała sobie, że "Mac" to jest to, jak nazywał Drew Seth'a.
- Oh, tak, Mac musiał wyjść, kochanie - powiedziałam i przeniosłam linę do kuchni, wyciągając ją do mnie.
- Dlaczego?
- Cóż, um, miał coś ważnego do zrobienia - powiedziałam i przywiązałam linę, króta mieściła w sobie około 180 funtów.
- Co zrobić? - nie dawał za wygraną.
- Coś dla swojej pracy, tak myślę.
Tak, jego pracą jest dokonywanie w moim życiu piekła.
- Oh, dlaczego się ze mną nie pożegnał? - spytał,- Justin zawsze się ze mną żegna, kiedy wychodzi do pracy.
Westchnęłam, i spojrzałam na Drew. Wyglądał, jakby na prawdę go to zabolało i złamało mu serce, przytuliłam go mocno.
- Tęsknie za Justinem - spojrzał mi w oczy.
- Wiem kolego, ja też - pocałowałam go w czubek czoła - Zobaczymy go, za niedługo, bardzo szybko.
- Obiecujesz? - zapytał
Coś w jego oczach, usłało mi uczucie niepokoju i niemal zwątpiłam, ale uśmiechnęłam się.
- Obiecuję.
- Dobrze - skinął głową, siedząc na podłodze w kolorze jabłkowym w kuchni.
Pocałowałam jego policzek i ponownie skupiłam swoją uwagę na moim zadaniu. Musiałam znaleźć jakiś bezpieczny system ewakuacji.
Mój wzork osiadł na przesuwanej klamce. Uchwyciłam na niej "linę" i pociągnęłam za nią z całej siły, ale nie poruszyła się ani trochę. Sprawdziłam śruby i zdecydowałam, że one są wystarczająco za mocne, Zacisnęłam linę wokół klamki i otworzyłam drzwi nad zlewem kuchennym,
Zaczęłam wyrzucać linę przez okno, kiedy zauważyłam zamknięte oczy Setha. Nawet z tej odległości widziałam jak jego mięśnie napinają się, a on zaczął wyścig po schodach do mieszkanie. Moje serce waliło mi w piersi, a ja starałam się myśleć i używać nóg.
- Mamo co się stało? - spytał Drew.
- Nic, kochanie, po prostu zostać przy mnie w porządku? - powiedziałam i przyciągnęłam go do siebie.
- Ty się trzęsiesz - zauważył.
- Czuję się dobrze - podkreśliłam i ujęłam jego twarz w dłonie - Trzymaj się mnie - powtórzyłam.
Zderzenie trzaskających drzwi przy ścianie, kazało mi skakać, wstałam i pchnęłam Drew za mnie.
- Co tu się do cholery dzieję? - pijany Seth wpadł do kuchni.
Retrospekcja grała przez moją głowę jak horror.
- Nic - powiedziałam i przeniosłam się na kuchenny stół, umieszaczając barierę pomiędzy Seth'em i mną.
- Myślisz, że jestem durniem? Huh - krzyknął, podniósł krzesła w kuchni i rzucił nim - Myślisz, że cię nie wiedzę, zwisającą na tej cholernej linie przez okno? 
Chwyciłam się stołu w kuchni, jak mojej ostatniej bariery.
- I popiersie na dupę, spróbuj mojej mocy, dałem naszemu synowi szansę i tak mi dziękujesz? Nie szalej tak, suko. - pchnął stół z drogi, wyrywając go z mojej ręki.
Seth potknął się i poczułam smród alkoholu w jego oddechu.
- Nie wiesz co mówisz, jesteś pijany - przełknęłam ślinę.
- Zamknij się, ty głupia dziwko - wrzało w nim, uderzył mnie z taką siłą, że powalił mnie z nóg.
Drew wrzasnął, a moje serce zamarło. Nigdy nie chciałam, aby zobaczył taką stronę mojego życia.
- Chodź tutaj - Seth warknął na niego.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że Drew czołgał się w jego stronę.
- Nie! - krzyknęłam i odzyskałam siły - Zostaw go, cholera.
Nie myślałam, biłam i kopałam Setha w plecy mocno, jak tylko mogłam, ale żaden z moich ciosów wydawał się nie mieć na niego ciosu, odwrócił się do mnie.
- Myślisz, że możesz ze mną walczyć? Jesteś niczym, słabą dziwką. Nigdy mnie nie zranisz - splunął i uderzył mnie.
- Mamo! - krzyknął Drew.
- Bądź ram, dobrze, nie ruszaj się - płakałam, próbując wstać, ale poczułam szybkiego kopa, który z powrotem powalił mnie na dół.
- Wstawaj - ponownie się na mnie rzucił i znowu mnie kopnął - Wstawaj i wal cze ze mną, pokaż mi co możesz mi zrobić. Myślisz, że masz za to, czego potrzebujesz, to przeciwstawianie się mi teraz. Nie rób tego za moimi plecami, jak jakiś cholerny tchów. 
Uderzył mnie o ziemię ponownie, moje oczy ujrzały odłamek szkła na podłochę. Pchnęłam się w górę i zaczęłam się do niego czołgać. Seth ponownie mnie odciągnął, ale byłam na tyle blisko, aby owinąć palce wokół ostrego odłamka.
- Chodź suko, walcz ze mną - krzyczał, tłumiąc moje myśli. Byłam po prostu na skrajności, wiedziałam, że muszę to zrobić.
Nie myślałam o szkle na jego twarzy. On zawył z bólu, a moja adrenalina przęła nade mną kontrolą, szybko wstałam z ziemi.
Chwyciłam Drew i pobiegłam z nim do drzwi. Moje serce waliło, słysząc ciężkie kroki Setha, dudniące, oznaczające, że idzie po nas, ale nie chciałam znowu z nim tkwić.
Owinęłam ramiona wokół moje syna, tak mocno, jak zaczęłam biec po różnych salach w nadziei, że któreś doprowadzą mnie do schodów. 
Wreszcie znalazłam drzwi z symbolem schodów, rzuciłam się do nich i je otworzyłam. Pędziłam po schodach tak szybko, jak tylko mogłam nie kończąc, moje schody płasko uderzały o podłogę.
- Wracaj tu, suko! - odwróciłam się i zobaczyłam jak Seth z dwoma innymi facetami załadował broń i ustawił ją na moje serce, tak, że mogłabym wybuchnąć w każdej chwili.
To były sekund, zanim usłyszałam strzały.
Moje nogi były coraz słabsze, a oddech coraz cięższy. Nie miałam wyboru, moje ciało zatrzymało się i czy tego chciałam czy nie, ale nie byłam skłonna uciekać dalej.
To nie było tylko moje życie, byłam odpowiedzialna o życie mojego syna i musiałam się martwić, wolę umrzeć, ale nie pozwolę zostać mu z Seth'em.
- Mamo, uważaj! - krzyknął, odwróciłam się i zobaczyłam blask czerwieni, było już za późno, czułam, że straciłam przytomność.

* Rathful Revenge - Wściekła Zemsta
____________________________________________________________________________
Stwierdzam ostrą walkę, nie sądzicie? Ciekawi co będzie dalej?

http://www.wattpad.com/24080040-stracona
http://tlumaczenie-lifesaver.blogspot.com/
http://warning--fanfiction.blogspot.com